- ... chyba jestem w ciąży- dokończyłam wychylając się zza roślin. Moja mama przez chwilę stała patrząc to na mnie to na Yoh. No wiem powinnam najpierw jej chociaż powiedzieć, że jestem razem z Yoh no, ale tyle się wydarzyło, że po prostu zapomniałam. Sądziłam, że w najlepszym wyjściu dostaniemy tylko kazanie i mama nie będzie zła.
-Nom... Jeśli się kochacie to dobrze. - zaczęła, zadziwiając mnie tym. Chociaż... W sumie moja mama brała wszystko na spokojnie... no prawie wszystko, pamiętam jak opowiadała, jak się poznała z tatą ^^- Jeśli wy jesteście razem szczęśliwi to nie mam nic przeciwko i cieszę się waszym szczęściem.
Po tej jakże niezwykłej przemowie wszyscy patrzyli na nią zaskoczeni nawet Nimfadora.
-Eee, dziękujemy pani. - powiedział Yoh i miał się skłonić w wyrazie szacunku (LOLs), ale kiedy go szurchnęłam w bok i to dość mocno, postanowił jednak tego nie robić.
-Mów mi po prostu Lilia, albo Lili, a tak w ogóle coście wy tacy zdziwieni? Wilkowi nie wolno mieć przez kilka dni doła, bo potem patrzą na niego jakby był chory? (nie umysłowo xD).- zapytała moja mama.
-No jasne, że nie! - pierwsza ocknęła się ze zdziwienia jedna z alf i z uśmiechem przytuliła przyjaciółkę. Wyglądała na radosną.
-Czyli mam rozumieć, że smutasek Ci przeszedł? - zapytała czarna wilczyca.
-Jasne. Przecież Alexowi nic się nie stanie, a nawet jak tak to go wskrzeszę, moje córeczki się zakochały i ogólnie jest gites! - powiedziała cała happy moja mama, a na jej plecach pojawiło się dwoje śnieżnobiałych skrzydeł.
-No chodź Nim. lecimy dajmy zakochanym trochę prywatności, a jak wrócę to zrobimy test ciążowy. - I poleciała, a za nią oczywiście druga alfa. I zostaliśmy z Yoh sami w takim pięknym miejscy... ^o^
-Goń mnie! - krzyknęłam i zaczęłam zwiewać w stronę wody. Kiedy Yoh już mnie doganiał (dałam mu fory oczywiście ^^) wskoczyłam do wody, a on nie zdążył wyhamować i wleciał ze mną. Zanurkowałam. Zauważyłam, że potrafię oddychać pod wodą, więc mogłam nurkować ile mi się podobało. A ja lubiłam nurkować.
-Rose! Rose!- krzyczał zmartwiony Yoh kiedy nie wynurzałam się już z pięć minut. Postanowiłam go, aż tak nie straszyć, więc wypłynęłam, z pomocą skrzydeł, niczym torpeda ochlapując przy tym Yoh. Kiedy byłam w powietrzu odkręciłam się i zapikowałam do wody, tworząc niewielką falę, która trafiła w mojego ukochanego ^^. Wyborna zabawa. Potem już normalnie się wynurzyłam. Podpłynęłam do Yoh i już miałam mu dać buziaka kiedy coś mnie złapało za łapę i wciągnęło pod wodę. To był...
-...Kraken! - powiedziałam, chociaż nie powinnam tego robić... Przecież byłam pod wodą! Jednak ku mojemu zaskoczeniu nie zaczęłam się dusić. Byłam normalnie jak ryba... Moje rozmyślania przerwał nagły plusk. To Yoh zanurkował, żeby zobaczyć co się stało, że tak nagle zniknęłam pod wodą. Nagle potwór wyciągnął w jego stronę mackę.
-Nie! - krzyknąłem i ugryzłam stwora w łapę, dzięki czemu ten mnie puścił. Szybko wypłynęłam na powierzchnię, złapałam swojego ukochanego za łapę i razem z nim popłynęliśmy szybko na brzeg. Kraken próbował nas złapać, ale mu się nie udało ^^.
Kraken:
<Co dalej Yoh?>
poniedziałek, 19 sierpnia 2013
niedziela, 18 sierpnia 2013
Od Nimfadory, CD historii Lili
Z krzaków wynurzył się... Larry!
- Czeeść!- zawołała Lisa i pognała do mojego towarzysza.
- Chyba się za sobą stęsknili- szepnęłam do Lili, a ona zachichotała.
- Ciekawe kiedy spłodzą jakieś małe dzieciaczki- odpowiedziała.
- My wszystko słyszymy!- zawołała Lisa i już ich nie było. No cóż, nie wińmy ich, tyle się nie widzieli i chcą spędzić ze sobą trochę czasu. Tuż obok nas przebiegła para wilków. W wilczycy rozpoznałam Rose - córkę Lili, a ten wilk musiał być nowy.
- Cześć mamo, cześć Nimfadoro- powitała się.
- Miło Cię widzieć. - uśmiechnęłam się do niej.
- Ja jestem Yoh, jeszcze się nie poznaliśmy.- powiedział basior.
- Nimfadora. Jestem też alfą, tak jak Lilia.- poinformowałam go.
- I nie kłócicie się?- zapytał zdziwiony.
- Skąd, jesteśmy przyjaciółkami, a nasi partnerzy są przyjaciółmi, jeszcze nigdy nie doszło do spięć.- odpowiedziała za mnie Lilia.
- A właśnie, mamo, muszę Ci coś powiedzieć...- zaczęła niepewnie Rose, gdy nagle złapała się łapą za brzuch i podbiegła do krzaków.
- Co się stało?- zapytała zmartwiona, biała wilczyca.
- ... chyba jestem w ciąży- dokończyła wychylając się zza roślin.
<Dokończcie :)>
- Czeeść!- zawołała Lisa i pognała do mojego towarzysza.
- Chyba się za sobą stęsknili- szepnęłam do Lili, a ona zachichotała.
- Ciekawe kiedy spłodzą jakieś małe dzieciaczki- odpowiedziała.
- My wszystko słyszymy!- zawołała Lisa i już ich nie było. No cóż, nie wińmy ich, tyle się nie widzieli i chcą spędzić ze sobą trochę czasu. Tuż obok nas przebiegła para wilków. W wilczycy rozpoznałam Rose - córkę Lili, a ten wilk musiał być nowy.
- Cześć mamo, cześć Nimfadoro- powitała się.
- Miło Cię widzieć. - uśmiechnęłam się do niej.
- Ja jestem Yoh, jeszcze się nie poznaliśmy.- powiedział basior.
- Nimfadora. Jestem też alfą, tak jak Lilia.- poinformowałam go.
- I nie kłócicie się?- zapytał zdziwiony.
- Skąd, jesteśmy przyjaciółkami, a nasi partnerzy są przyjaciółmi, jeszcze nigdy nie doszło do spięć.- odpowiedziała za mnie Lilia.
- A właśnie, mamo, muszę Ci coś powiedzieć...- zaczęła niepewnie Rose, gdy nagle złapała się łapą za brzuch i podbiegła do krzaków.
- Co się stało?- zapytała zmartwiona, biała wilczyca.
- ... chyba jestem w ciąży- dokończyła wychylając się zza roślin.
<Dokończcie :)>
Od Lili CD Histori Nimfadory
- Nie, musieliliśmy się rozdzielić i ja też martwię się o Dave'a. Powinien już być...
-U nich wszystko w porządku. Yuki ruszyła, za radami jakiegoś tajemniczego głosu i powinna niedługo wrócić. A jeśli chodzi o Dave'a to po drodze postanowił wpaść do starych znajomych. Oboje wrócą pewnie dopiero za kilka dni.- powiedziałam.
-Acha. - rzekła trochę przygnębiona brakiem ukochanego Nimfadora.
-Oj tam. Masz dużo wiedzy do przyswojenia. mamy sporo nowych osób w watasze.- próbowałam ją pocieszyć.
-Kogo? - zaciekawiła się.
-Yoh i Zika, oni doszli nie dawno, a możliwe, że spotkasz też inne nowe wilki, bo dość długi szmat czasu Cię nie było. Moje córeczki też już urosły, a Alexa jak nei było tak nie ma. - teraz to ja miałam doła.
-Chodź pogadamy połazimy po lasach jak kiedyś.- role się odwróciło i to ona pocieszła mnie. Wcześniej nie martwiłam się o niego, bo starałam się wszystkie złe myśli zżucać na drugi plan. Jednak mijało coraz więcej, a te myśli ciągle wracały. Żeby teraz dość boleśnie o sobie przypomnieć.
-Jasne czemu nie? - starałam się na uśmiech i chyba w miarę mi wyszło.
-"Najtrudniejsza z życiowych ról. Na ustach mieć uśmiech, a w sercu ból."-rzuciła do mnie Lisa. Chyba się domyśliła, że ten uśmiech szczery, w sumie Nimfadora pewnie też... za dobrze mnie znała. Wyszłyśmy z jaskini. Zaczęłyśmy się przechadzać.
-Może wyjdziemy za teren watahy? - zaproponowała nagle.
-No nie wiem...- nie sądziłam, żeby to był najlepszy pomysł.
-No chodź. Może to Ci poprawi humor.- uśmiechnęła się do mnie. Dość chybko zdradziła swoje intencje.
-No dobra. - zgodziłam się i ruszyłyśmy. Szłyśmy już jakieś dziesięć minut i trafiłyśmy nad piękną łąkę z jeziorem. Na moich ustach pojawił się i gromny uśmiech. Zapomniałam o wszystkich troskach, pognałam przed siebie prosto do wody. Moja best frien forever oczywiście pognała za mną ^^. Kiedy byłam już tuż przed wodą przesunęłam się w bok i zatrzymałam. Nimfadora akurat miała na mnie skoczyć, a przez moją intrygę wpadła do wody. Zaczęłam się śmiać, po czym wskoczyłam do niej. Oczywiście byłam bez skrzydeł, bo potem by strasznieee długo schły. Oblałam ją całą wodą. Zanurkowałam po czym się wynurzyłam, by z uśmiechem spostrzec, że moja przyjaciółka coś planuje, bo stała na brzegu z szatańskim uśmiechem, ale kiedy domyśliłam się co chce zrobić było za późno. Skoczyła na bombę całą mnie ochlapując. Kiedy wyszła spod powierzchni wody obie wybuchnęłyśmy śmiechem, by potem wrócić do zabawy w wodzie. Niestety nic co dobre nie trwa wiecznie, tak jak i teraz. W krzakach coś zaszumiało, więc szybko wyszłyśmy z wody.
<Nimfadora co to było? Co się działo dalej?>
-U nich wszystko w porządku. Yuki ruszyła, za radami jakiegoś tajemniczego głosu i powinna niedługo wrócić. A jeśli chodzi o Dave'a to po drodze postanowił wpaść do starych znajomych. Oboje wrócą pewnie dopiero za kilka dni.- powiedziałam.
-Acha. - rzekła trochę przygnębiona brakiem ukochanego Nimfadora.
-Oj tam. Masz dużo wiedzy do przyswojenia. mamy sporo nowych osób w watasze.- próbowałam ją pocieszyć.
-Kogo? - zaciekawiła się.
-Yoh i Zika, oni doszli nie dawno, a możliwe, że spotkasz też inne nowe wilki, bo dość długi szmat czasu Cię nie było. Moje córeczki też już urosły, a Alexa jak nei było tak nie ma. - teraz to ja miałam doła.
-Chodź pogadamy połazimy po lasach jak kiedyś.- role się odwróciło i to ona pocieszła mnie. Wcześniej nie martwiłam się o niego, bo starałam się wszystkie złe myśli zżucać na drugi plan. Jednak mijało coraz więcej, a te myśli ciągle wracały. Żeby teraz dość boleśnie o sobie przypomnieć.
-Jasne czemu nie? - starałam się na uśmiech i chyba w miarę mi wyszło.
-"Najtrudniejsza z życiowych ról. Na ustach mieć uśmiech, a w sercu ból."-rzuciła do mnie Lisa. Chyba się domyśliła, że ten uśmiech szczery, w sumie Nimfadora pewnie też... za dobrze mnie znała. Wyszłyśmy z jaskini. Zaczęłyśmy się przechadzać.
-Może wyjdziemy za teren watahy? - zaproponowała nagle.
-No nie wiem...- nie sądziłam, żeby to był najlepszy pomysł.
-No chodź. Może to Ci poprawi humor.- uśmiechnęła się do mnie. Dość chybko zdradziła swoje intencje.
-No dobra. - zgodziłam się i ruszyłyśmy. Szłyśmy już jakieś dziesięć minut i trafiłyśmy nad piękną łąkę z jeziorem. Na moich ustach pojawił się i gromny uśmiech. Zapomniałam o wszystkich troskach, pognałam przed siebie prosto do wody. Moja best frien forever oczywiście pognała za mną ^^. Kiedy byłam już tuż przed wodą przesunęłam się w bok i zatrzymałam. Nimfadora akurat miała na mnie skoczyć, a przez moją intrygę wpadła do wody. Zaczęłam się śmiać, po czym wskoczyłam do niej. Oczywiście byłam bez skrzydeł, bo potem by strasznieee długo schły. Oblałam ją całą wodą. Zanurkowałam po czym się wynurzyłam, by z uśmiechem spostrzec, że moja przyjaciółka coś planuje, bo stała na brzegu z szatańskim uśmiechem, ale kiedy domyśliłam się co chce zrobić było za późno. Skoczyła na bombę całą mnie ochlapując. Kiedy wyszła spod powierzchni wody obie wybuchnęłyśmy śmiechem, by potem wrócić do zabawy w wodzie. Niestety nic co dobre nie trwa wiecznie, tak jak i teraz. W krzakach coś zaszumiało, więc szybko wyszłyśmy z wody.
<Nimfadora co to było? Co się działo dalej?>
Od Ishike
Chodząc po lesie zobaczyłam wodospad. Za wodospadem zobaczyłam basiora.
Za tym wilkiem stało coś dziwnego coś co nie przypominało ani wilka ani
jelenia, to było coś dziwnego. W pewnym momencie to coś zaatakowało
basiora więc pobiegłam do niego i odstraszyłam tą dziwną postać. Gdy ją
atakowałam mogłam jej się przyjrzeć z bliska była to Mantykora. Pomogłam
basiorowi wstać a on się spytał :
-Jak ci na imię?
-Ishike.-odpowiedziałam
-Ja nazywam się Yoh.- odpowiedział . Dlaczego tu jesteś? To mroczny las. Tereny watahy świetlanych dusz.
-Chodźmy na spacer.- zaproponowałam.
-Dobra.-odpowiedział Yoh. Gdzie idziemy?
-Gdzie nas łapy poniosą. - powiedziałam uśmiechając się
( Gdzie nas łapy poniosły Yoh? )
-Jak ci na imię?
-Ishike.-odpowiedziałam
-Ja nazywam się Yoh.- odpowiedział . Dlaczego tu jesteś? To mroczny las. Tereny watahy świetlanych dusz.
-Chodźmy na spacer.- zaproponowałam.
-Dobra.-odpowiedział Yoh. Gdzie idziemy?
-Gdzie nas łapy poniosą. - powiedziałam uśmiechając się
( Gdzie nas łapy poniosły Yoh? )
Nowy członek!
Imię: Ishike
Płeć: Wadera
Wiek : 5 miesięcy (niesmiertelny)
Żywioł: Ziemia
Moce: Umie latać, super szybkość i bardzo wysokie skoki , przemienia się w różne zwierzęta, rozumie leśne zwierzęta na razie tylko tyle odkryła.
Charakter: miła, szalona, pomocna, lojalna, jeśli kocha to na zawsze, uwielbia się bawić.
Rodzina: -
Historia: Nie pamięta nic oprócz swojego imienia
Partner:
Przyjaciele: -
Stanowisko: Uzdrowicielka (Medyk)
Pozycja: Delta
Właściciel: mikrobot
Inne zdjęcia
W formie furii
Jako człowiek z przemienionym towarzyszem w lwa
TOWARZYSZ
Imię: Fawkes*
Płeć: Samiec
Wiek: 1000 (nieśmiertelny)
Żywioł : ogień
Moce: Leczy łzami
Charakter: miły, opiekuńczy
Towarzysz: Ishike
*umie mówić
Od Yoh, CD historii Rose
Podbieglem do wrożek i jednorożca.
- E.. cześć ^^- powitałem się.
- Witajcie. Jaki jest cel waszej wizyty?- zapytała podejrzliwie jedna z nich.
- Nie bójcie się, nic wam nie chcemy zrobić, po prostu przechodziliśmy- poinformowała je Rose.
- Tak po prostu? Na tę polanę trafiają tylko osoby samotne lub zakochane- powiedziała wróżka, która przerwała granie na flecie.
- Więc wy zapewne przedstawiacie tę drugą opcję?- zapytała z uśmiechem, głaszcząc jednorożca.
- E.. tak- odpowiedziałem.
- W tym miejscu mogą przebywać tylko osoby połączone prawdziwą miłością, widać, że wy jesteście nimi.- powiedział jednorożec.
- Ty mówisz?- zapytałem zaskoczony.
- Tak, jestem Oyamura, a to Hikishimi - tu wskazała na kobietę z fletem- oraz Namuko.
- Miło was poznać, jestem Rose, a mój partner to Yoh.
- Możemy się przejść po tym magicznym miejscu?- zapytałem oczarowany urokiem okolicy.
- Oczywiście- zaśmiała się Namuko szeptając coś do przyjaciółki. Szliśmy chwilę z Rose gdy nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł, tylko... czy ona się zgodzi.
- Rose
- Yoh - powiedzieliśmy w tym samym momencie.- Ty zacznij- powiedziała Rose.
- Chciałbym się zapytać... chcesz mieć ze mną dzieci?- zapytałem nieśmiało.
- O to samo chciałam spytać!- zawołała i cmoknęła mnie w policzek.
- Czyli odpowiedź to 'tak'?- upewniałem się.
- Oczywiście!- zawołała. No i ten... tego... XD Potem wróciliśmy na polanę. Wróżki siedziały na łące i rozmawiały.
- Już?- zachichotała Namuko.
- Musimy już iść- powiedziałem.
- Miło było was poznać. Może jeszcze kiedyś nas odwiedzicie?- zaproponowała Hikishimi.
- Oczywiście.- uśmiechnęła się moja piękność i zaczęliśmy wracać.
- Macie nasze błogosławieństwo! Niech wasze maleństwa zaznają szczęścia!- zawołała za nami Oyamura. Ciekawe skąd wiedziała... No cóż. Po kilku minutach dotarliśmy do watahy.
<Rose?>
- E.. cześć ^^- powitałem się.
- Witajcie. Jaki jest cel waszej wizyty?- zapytała podejrzliwie jedna z nich.
- Nie bójcie się, nic wam nie chcemy zrobić, po prostu przechodziliśmy- poinformowała je Rose.
- Tak po prostu? Na tę polanę trafiają tylko osoby samotne lub zakochane- powiedziała wróżka, która przerwała granie na flecie.
- Więc wy zapewne przedstawiacie tę drugą opcję?- zapytała z uśmiechem, głaszcząc jednorożca.
- E.. tak- odpowiedziałem.
- W tym miejscu mogą przebywać tylko osoby połączone prawdziwą miłością, widać, że wy jesteście nimi.- powiedział jednorożec.
- Ty mówisz?- zapytałem zaskoczony.
- Tak, jestem Oyamura, a to Hikishimi - tu wskazała na kobietę z fletem- oraz Namuko.
- Miło was poznać, jestem Rose, a mój partner to Yoh.
- Możemy się przejść po tym magicznym miejscu?- zapytałem oczarowany urokiem okolicy.
- Oczywiście- zaśmiała się Namuko szeptając coś do przyjaciółki. Szliśmy chwilę z Rose gdy nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł, tylko... czy ona się zgodzi.
- Rose
- Yoh - powiedzieliśmy w tym samym momencie.- Ty zacznij- powiedziała Rose.
- Chciałbym się zapytać... chcesz mieć ze mną dzieci?- zapytałem nieśmiało.
- O to samo chciałam spytać!- zawołała i cmoknęła mnie w policzek.
- Czyli odpowiedź to 'tak'?- upewniałem się.
- Oczywiście!- zawołała. No i ten... tego... XD Potem wróciliśmy na polanę. Wróżki siedziały na łące i rozmawiały.
- Już?- zachichotała Namuko.
- Musimy już iść- powiedziałem.
- Miło było was poznać. Może jeszcze kiedyś nas odwiedzicie?- zaproponowała Hikishimi.
- Oczywiście.- uśmiechnęła się moja piękność i zaczęliśmy wracać.
- Macie nasze błogosławieństwo! Niech wasze maleństwa zaznają szczęścia!- zawołała za nami Oyamura. Ciekawe skąd wiedziała... No cóż. Po kilku minutach dotarliśmy do watahy.
<Rose?>
Od Yoshike
Obudziłam się w lesie, nic nie pamiętałam. Niedaleko siebie zobaczyłam
rysującą się postać wilczycy, próbowałam wstać. Udało się. Podeszłam do
wilczycy:
-Jak ci na imię? - Spytałam.
- Safianna. - Odpowiedziała wilczyca. Nie pamiętasz mnie?
-Wybacz ale coś się stało i nic nie pamiętam.
-Rozumiem. - Odpowiedziała Safianna.
-A tak swoją drogą ja nazywam się Yoshike. Nie pamiętam nic innego oprócz swojego imienia.
Nagle w dali dostrzegłam innego wilka był to samiec
(kto to był Safi?)
- Safianna. - Odpowiedziała wilczyca. Nie pamiętasz mnie?
-Wybacz ale coś się stało i nic nie pamiętam.
-Rozumiem. - Odpowiedziała Safianna.
-A tak swoją drogą ja nazywam się Yoshike. Nie pamiętam nic innego oprócz swojego imienia.
Nagle w dali dostrzegłam innego wilka był to samiec
(kto to był Safi?)
wtorek, 13 sierpnia 2013
Przypominamy
Każdego, kto nie napisze opowiadania do 25 sierpnia, usuwamy z watahy. Więc proszę o pisanie :]
piątek, 2 sierpnia 2013
Nowy Członek!
Imię: Rose
Płeć: samica
Wiek: 3 lata
Żywioł: pory roku
Moce: każda pora roku to inne możliwości ale zawsze są silne,nie w sposób wymienić wszystkie moce
Charakter: spokojna,cicha,romantyczna,zwinna,silna,niezdarna,delikatna niczym porcelana (łatwo ją urazić),zawsze pomocna,nie przepada za rozlewem krwi,atakuje w ostateczności,niezwykle groźna po wyprowadzeniu z równowagi.
Rodzina: gdzieś jest
Historia: Rose nigdy nie mówi o tym,co działo się działo przed jej dołączeniem. Powodem jest niezliczona ilość cierpień przez które przeszła. Mało kto może poznać jej przeszłość i dzieli się tylko tym z najbliższymi,za których oddałaby życie...
Partner: a kto by ją chciał?...
Przyjaciele: ---
Stanowisko: uzdrowicielka
Pozycja: delta
Właściciel: Luna34
Od Rose CD Histori Yoh
- Chłopaki, co wy robicie- zaśmiałam się.
- Lepiej, żebyś nie wiedziała- odpowiedział mi mój partner (<3). Zik podszedł do Claudi i przeprosił ją, po czym zaczął się skradać do brata. Ja zauważywszy to zrobiłam kilka kroków w bok, żeby też nie dostać.
-Czemu się odsuwasz? - zapytał Yoh, ale zrozumiał kiedy spadło na niego dość sporo wody, która raczej ciepła nie była.
-Oko za oko, ząb za ząb. - powiedział Zik i wrócił do Claudi. Ciekawe kiedy w końcu wyznają sobie miłość? To przecież pewne jak dwa+dwa= cztery, że oni są sobie pisani!
-Czemu mnie nie ostrzegłaś? - zapytał z miną męczennika Yoh.
-Nie wiedziałam co on kombinuje i najwidoczniej sobie zasłużyłeś, a teraz chodź. - rzekłam i ruszyłam w nieznanym sobie kierunku, a on pobiegł za mną. "Zrobimy sobie tor z przeszkodami" pomyślałam i przeskoczyłam dość duży pień. Potem zrobiłam poślizg pod wystającym korzeniem, slalonik między drzewkami, na chwilę się zatrzymałam, żeby zobaczyć co tam z moim chłopakiem. Akurat kiedy stałam zza pnia wypadł Yoh, który nie zdążył wyhamować i wpadł na mnie. Razem przeturlaliśmy się przez jakieś zwisające zielsko ( w takiej chwili nie będę się skupiać na odgadywaniu nazw roślin ) i trafiliśmy na dziwną łąkę. Przez światło, padające przez liście wyglądała jakby była niebieska. Na środku stała jakąś dziwna dziewczyna z fletem, miała skrzydła. Gdyby nie skrzydła wzięłabym ją za człowieka. Obok stała druga, głaszcząca jednorożca.
-Chodźmy do nich! - powiedziałam entuzjastycznie.
-Nie! To może być niebezpieczne, a poza tym od kiedy ja taki poważny jestem? - odpowiedział Yoh.
-Ty możesz zostać ja idę. Nie wiem.- rzekłam i zaczęłam chichotać.
-Czekaj! - powiedział, ale nie zdążył mnie zatrzymać, bo już byłam na polance. Obie dziwne kobiety jak zarówno jednorożec spojrzały w moją stronę. Zaraz się dowiem czy to był dobry pomysł tu wchodzić. Jak coś to najwyżej odlecę. Chociaż Yoh tej możliwości nie ma... Ale pewnie go uradzę jak coś. I odlecimy hłe, hłe, hłe. Co ja się dzisiaj tyle śmieję?
<Yoh co dalej się działo?>
Polanka i reszta:
- Lepiej, żebyś nie wiedziała- odpowiedział mi mój partner (<3). Zik podszedł do Claudi i przeprosił ją, po czym zaczął się skradać do brata. Ja zauważywszy to zrobiłam kilka kroków w bok, żeby też nie dostać.
-Czemu się odsuwasz? - zapytał Yoh, ale zrozumiał kiedy spadło na niego dość sporo wody, która raczej ciepła nie była.
-Oko za oko, ząb za ząb. - powiedział Zik i wrócił do Claudi. Ciekawe kiedy w końcu wyznają sobie miłość? To przecież pewne jak dwa+dwa= cztery, że oni są sobie pisani!
-Czemu mnie nie ostrzegłaś? - zapytał z miną męczennika Yoh.
-Nie wiedziałam co on kombinuje i najwidoczniej sobie zasłużyłeś, a teraz chodź. - rzekłam i ruszyłam w nieznanym sobie kierunku, a on pobiegł za mną. "Zrobimy sobie tor z przeszkodami" pomyślałam i przeskoczyłam dość duży pień. Potem zrobiłam poślizg pod wystającym korzeniem, slalonik między drzewkami, na chwilę się zatrzymałam, żeby zobaczyć co tam z moim chłopakiem. Akurat kiedy stałam zza pnia wypadł Yoh, który nie zdążył wyhamować i wpadł na mnie. Razem przeturlaliśmy się przez jakieś zwisające zielsko ( w takiej chwili nie będę się skupiać na odgadywaniu nazw roślin ) i trafiliśmy na dziwną łąkę. Przez światło, padające przez liście wyglądała jakby była niebieska. Na środku stała jakąś dziwna dziewczyna z fletem, miała skrzydła. Gdyby nie skrzydła wzięłabym ją za człowieka. Obok stała druga, głaszcząca jednorożca.
-Chodźmy do nich! - powiedziałam entuzjastycznie.
-Nie! To może być niebezpieczne, a poza tym od kiedy ja taki poważny jestem? - odpowiedział Yoh.
-Ty możesz zostać ja idę. Nie wiem.- rzekłam i zaczęłam chichotać.
-Czekaj! - powiedział, ale nie zdążył mnie zatrzymać, bo już byłam na polance. Obie dziwne kobiety jak zarówno jednorożec spojrzały w moją stronę. Zaraz się dowiem czy to był dobry pomysł tu wchodzić. Jak coś to najwyżej odlecę. Chociaż Yoh tej możliwości nie ma... Ale pewnie go uradzę jak coś. I odlecimy hłe, hłe, hłe. Co ja się dzisiaj tyle śmieję?
<Yoh co dalej się działo?>
Polanka i reszta:
czwartek, 1 sierpnia 2013
Od Yoh, CD historii Zika
- Wiesz co?- zapytałem Zika
- Co?
- Ja sądzę, że ty i tak bardziej wolisz mnie od Opacho!- wyszczerzyłem do niego zęby, bo chyba myślał, że chodzi o coś poważniejszego. Spojrzał na mnie rozbawiony i rzucił się przewracjąc na ziemię. Tak to jest mieć brata. W końcu poszliśmy spać. Rano wstałem specjalnie wcześniej, żeby go wkurzyć. Pobiegłem nad wodę i wzięłem mini kubełek zrobiony przez Lili - wrazie gdyby ktoś był chory i potrzebował wody- nabrałem jej i przyciągnęłem do jaskini. Popatrzyłem na brata, który słitaśnie spał nie wiedząc, że zaraz zostanie oblany zimną wodą. No cóż, w rodzinie tak bywa XD I wylałem mu kociołek na łeb.
- Co się dzieje!?- zawołał podrywając się na nogi,a ja wybuchłem śmiechem.- Tyy gadzie!
Zaczął mnie gonić przez całą watahę, a ja uciekałem przed nim jak głupi. Po drodze zobaczyliśmy Morigan, Floral i Nimfadorę, którą chciałem powitać, bo to również alfa tej watahy, ale wolałem się nie zatrzymywać. Całe wydarzenie wyglądało dość komicznie, a jeszcze lepiej było kiedy wpadłem na Rose, która rozmawiała z Claudią. Przewróciłem się na nią, a Zik który biegł tuż za mną wpadł na Claudię.
- Chłopaki, co wy robicie- zaśmiała się Rose.
- Lepiej, żebyś nie wiedziała- powiedziałem podchodząc do niej, pewien że mój bliźniak już nie będzie mnie gonił, bo ma przecież swoją Claudię :D
<Kto dokończy? Zik? Rose? >
- Co?
- Ja sądzę, że ty i tak bardziej wolisz mnie od Opacho!- wyszczerzyłem do niego zęby, bo chyba myślał, że chodzi o coś poważniejszego. Spojrzał na mnie rozbawiony i rzucił się przewracjąc na ziemię. Tak to jest mieć brata. W końcu poszliśmy spać. Rano wstałem specjalnie wcześniej, żeby go wkurzyć. Pobiegłem nad wodę i wzięłem mini kubełek zrobiony przez Lili - wrazie gdyby ktoś był chory i potrzebował wody- nabrałem jej i przyciągnęłem do jaskini. Popatrzyłem na brata, który słitaśnie spał nie wiedząc, że zaraz zostanie oblany zimną wodą. No cóż, w rodzinie tak bywa XD I wylałem mu kociołek na łeb.
- Co się dzieje!?- zawołał podrywając się na nogi,a ja wybuchłem śmiechem.- Tyy gadzie!
Zaczął mnie gonić przez całą watahę, a ja uciekałem przed nim jak głupi. Po drodze zobaczyliśmy Morigan, Floral i Nimfadorę, którą chciałem powitać, bo to również alfa tej watahy, ale wolałem się nie zatrzymywać. Całe wydarzenie wyglądało dość komicznie, a jeszcze lepiej było kiedy wpadłem na Rose, która rozmawiała z Claudią. Przewróciłem się na nią, a Zik który biegł tuż za mną wpadł na Claudię.
- Chłopaki, co wy robicie- zaśmiała się Rose.
- Lepiej, żebyś nie wiedziała- powiedziałem podchodząc do niej, pewien że mój bliźniak już nie będzie mnie gonił, bo ma przecież swoją Claudię :D
<Kto dokończy? Zik? Rose? >
Od Zika CD Histori Claudi
Leżeliśmy na trawie już dość długo. Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi.
-Pora już wracać do jaskiń. - powiedziała cicho Claudia.
-Mi tam ciemności nie straszne. - powiedziałem i rozłożyłem się wygodniej na trawie.
-To ja też jeszcze poleżę.
Leżeliśmy tam już kilka minut, jak nie dłużej.
-Gwiazdy są piękne. - powiedziałem kiedy niebo zaczęło się pokrywać owymi błyszczącymi punkcikami.
-Yhm. - przytaknęła Claudia. W końcu się podniosłem.
-Ciekawe czy Yoh się za mną stęsknił. - powiedziałem z przebiegłym uśmieszkiem. Wiedziałem gdzie i z kim był...
-Pewnie tak. - powiedziała wilczyca także się podnosząc.
-Odprowadzę Cię pod twoją jaskinię. - powiedziałem i zaczęliśmy iść w stronę jaskini, w której mieszkała Nimfadora, Dave, Lucas, Max, Eowina i Claudia oczywiście.
-Do zobaczenia. - powiedziałem kiedy doszliśmy.
-Do zobaczenia. - odpowiedziała i weszła do środka, a ja ruszyłem do jaskini, którą współdzieliłem z Yoh. Doszedłem tam dość szybko.
-Co tam u Ciebie Yoh? I jak tam spotkanie z Rose? - zapytałem wchodząc do środka.
-Dobrze i jesteśmy parą! - odpowiedział, przyzwyczajony do tego, że wiem większość rzeczy, która się dzieje. Reishi, przydatna umiejętność (^^).
-A Claudia znalazła sobie ducha stróża. - powiedziałem. Yoh pokazał mi język w odpowiedzi na to. A ja za dobrałem mu się do fryzury (^^), brat nie pozostał mi wdzięczny, przez co ja po chwili także miałem gniazdo na głowie. Przez chwile tarzaliśmy się niszcząc sobie nawzajem fryzury, aż w końcu się nie uspokoiliśmy.
-Czujesz to? - zapytałem pociągając nosem.
-Yhmy. - przytaknął mi brat. Postanowiliśmy sprawdzić czy nasze nosy się nie myliły, więc pobiegliśmy w stronę zapachu. Kiedy doszliśmy do skraju watahy zauważyliśmy, że krzaki się ruszają...
-Opacho? Co ty tutaj robisz?- zapytałem widząc wilczycę.
-Opacho tęskniła za Zikiem, więc przyszła go odwiedzić. - powiedziała (tak ona mówi o sobie w trzeciej osobie i tak w ogóle to ma poniżej roku, a może nawet pół? Ludzkich ma sześć, a wilczych?)
-Awwww. - powiedział Yoh, przez co zasłużył sobie na dostanie ode mnie w tył głowy. - Ał, za co to było?
-Za miłość do ojczyzny. - odpowiedziałem.
-A ja myślałem, że jestem twoim ulubionym bratem bliźniakiem. - powiedział i teatralnie zaczął, udaważ, że płacze.
-Jesteś moim jedynym bratem bliźniakiem.- odpowiedziałem.
-Więc ulubionym! - powiedział wesoło.
-Zik i tak najbardziej lubi Opacho. - Mała wydęła policzki pokazując swój sprzeciw.
-Wcale nie, bo Zik bardziej lubi Yoh! - powiedział mój bliźniak.
-A nie, bo Opacho!
-A nie, bo Yoh!
-A nie, bo obydwu lubi. - powiedziałem tym samym kończąc ich kłótnię. Jeszcze chwilę porozmawialiśmy i wróciliśmy do jaskini, a Opacho do swojej watahy.
-Zik, wiesz co?
-Co? - zapytałem. Tym razem postanowiłem nie czytać mu w myślach.
<Co mam widzieć, Yoh?>
Opacho (na obrazku wygląda na starszą, ale jest jeszcze szczeniakiem <bo nie skończyła jeszcze roku>):
Wspólna fotka Yoh i Zika:
Po prawej Zik po lewej Yoh
-Pora już wracać do jaskiń. - powiedziała cicho Claudia.
-Mi tam ciemności nie straszne. - powiedziałem i rozłożyłem się wygodniej na trawie.
-To ja też jeszcze poleżę.
Leżeliśmy tam już kilka minut, jak nie dłużej.
-Gwiazdy są piękne. - powiedziałem kiedy niebo zaczęło się pokrywać owymi błyszczącymi punkcikami.
-Yhm. - przytaknęła Claudia. W końcu się podniosłem.
-Ciekawe czy Yoh się za mną stęsknił. - powiedziałem z przebiegłym uśmieszkiem. Wiedziałem gdzie i z kim był...
-Pewnie tak. - powiedziała wilczyca także się podnosząc.
-Odprowadzę Cię pod twoją jaskinię. - powiedziałem i zaczęliśmy iść w stronę jaskini, w której mieszkała Nimfadora, Dave, Lucas, Max, Eowina i Claudia oczywiście.
-Do zobaczenia. - powiedziałem kiedy doszliśmy.
-Do zobaczenia. - odpowiedziała i weszła do środka, a ja ruszyłem do jaskini, którą współdzieliłem z Yoh. Doszedłem tam dość szybko.
-Co tam u Ciebie Yoh? I jak tam spotkanie z Rose? - zapytałem wchodząc do środka.
-Dobrze i jesteśmy parą! - odpowiedział, przyzwyczajony do tego, że wiem większość rzeczy, która się dzieje. Reishi, przydatna umiejętność (^^).
-A Claudia znalazła sobie ducha stróża. - powiedziałem. Yoh pokazał mi język w odpowiedzi na to. A ja za dobrałem mu się do fryzury (^^), brat nie pozostał mi wdzięczny, przez co ja po chwili także miałem gniazdo na głowie. Przez chwile tarzaliśmy się niszcząc sobie nawzajem fryzury, aż w końcu się nie uspokoiliśmy.
-Czujesz to? - zapytałem pociągając nosem.
-Yhmy. - przytaknął mi brat. Postanowiliśmy sprawdzić czy nasze nosy się nie myliły, więc pobiegliśmy w stronę zapachu. Kiedy doszliśmy do skraju watahy zauważyliśmy, że krzaki się ruszają...
-Opacho? Co ty tutaj robisz?- zapytałem widząc wilczycę.
-Opacho tęskniła za Zikiem, więc przyszła go odwiedzić. - powiedziała (tak ona mówi o sobie w trzeciej osobie i tak w ogóle to ma poniżej roku, a może nawet pół? Ludzkich ma sześć, a wilczych?)
-Awwww. - powiedział Yoh, przez co zasłużył sobie na dostanie ode mnie w tył głowy. - Ał, za co to było?
-Za miłość do ojczyzny. - odpowiedziałem.
-A ja myślałem, że jestem twoim ulubionym bratem bliźniakiem. - powiedział i teatralnie zaczął, udaważ, że płacze.
-Jesteś moim jedynym bratem bliźniakiem.- odpowiedziałem.
-Więc ulubionym! - powiedział wesoło.
-Zik i tak najbardziej lubi Opacho. - Mała wydęła policzki pokazując swój sprzeciw.
-Wcale nie, bo Zik bardziej lubi Yoh! - powiedział mój bliźniak.
-A nie, bo Opacho!
-A nie, bo Yoh!
-A nie, bo obydwu lubi. - powiedziałem tym samym kończąc ich kłótnię. Jeszcze chwilę porozmawialiśmy i wróciliśmy do jaskini, a Opacho do swojej watahy.
-Zik, wiesz co?
-Co? - zapytałem. Tym razem postanowiłem nie czytać mu w myślach.
<Co mam widzieć, Yoh?>
Opacho (na obrazku wygląda na starszą, ale jest jeszcze szczeniakiem <bo nie skończyła jeszcze roku>):
Wspólna fotka Yoh i Zika:
Po prawej Zik po lewej Yoh
Od Nimfadory, CD historii Lili
Kiedy połączyłam się telepatycznie z Lilią byłam bardzo szczęśliwa. Od razu ja i Floral pognałyśmy do watahy. Nawet nie wiem jakim cudem tak szybko się tam znalazłyśmy. Od razu biegłam w stronę jaskini Lili, przed nią zobaczyłam wilka. Na początku zdziwiłam się a tuż po tym zrozumiałam że to Lucas. Boże jak on wyrósł!
- Lucas! Chodź tuu!- zawołałam i radośnie podbiegłam do syna, który ze szczerym uśmiechem przytulił się do mnie. - Tęskniłam za wami. Jak rodzeństwo? Jak ty wyrosłeś, oni też już tacy dorośli? Boże, przepraszam że mnie wtedy nie było przy was.
- Mamo, spokojnie. U nich wszystko okej, Claudia chyba się zakochała, bo ciągle z Zikiem chodzi ale Ciii :D A reszta też już wyrosła. Nie martw się, nie winimy Cię za to, przecież chciałaś ratować wujka- odpowiedział mi.
- A kiedy Lili skończy? Co z watahą? Dużo osób przybyło? Matko mam tyle pytań, tyle rzeczy do nadrobienia...
- Mamo uspokuj się! Jesteś nie do wytrzymania haha. Więc po kolei: Lilia powinna już kończyć, Z watahą wszystko OK, przybyło sporo osób, mamy nawet w watasze bliźniaków którzy do nas dołączyli! :) Ale jest też zła wiadomość...
- Jaka?- zapytałam szybko.
- Safi nie żyje- odpowiedział smutno. Uśmiech od razu spełzł mi z twarzy, a oczach stanęły łzy. Bardzo ją lubiłam... Była zawsze taka radosna i szczęśliwa.
- Biedny Harry...- dodał.
- A co się stało z Harrym?- zapytałam zdziwiona.
- Ah no tak mamo przecież ty nie wiesz. Safi i Harry byli razem i mają czwórkę szczeniaków. Teraz Harry wciąż chodzi smutny. Wydaje mi się, że gdyby nie jego dzieci, to by zrobił coś głupiego, wiesz co mam na myśli... - kiwnęłam głową- A wiesz, kiedyś go spotkałem to powiedział mi, że on ją widział, że go wołała. Co sądzisz?
- Sądzę że to może być prawda. Ludzie których się kocha nigdy nie odchodzą- odpowiedziałam po chwili zastanowienia. - Chodźmy, może już Lilia go przywołała.
Ruszyliśmy do jej jaskini, a kiedy tylko tam zajrzałam, ujrzałam Louisa. Od razu się na niego rzuciłam.
- Braciszku!- zawołałam, tym razem łzy popłynęły po moim pysku. - Już myślałam, że Cię nigdy nie zobaczę- wyszeptałam, ledwie słyszalnie przez łkanie.
- Ja też się cieszę- odpowiedział przytulając mnie jeszcze bardziej, jednak po chwili jęknął- Ałć, to boli Nim, za mocno mnie sciskasz.
- Oh przepraszam- odezwałam się ze śmiechem. Spojrzałam na Lili, chyba wszystko było z nią okej, tylko była wyczerpana.
- Dobrze Cię widzieć kochana- powiedziałam i przytuliłam się do niej.
- Ciebie również- odpowiedziała z zacieszem.
- Nie ma tu jeszcze Yuki?- zapytał Lou. Widać było, że tęsknił za ukochaną.
- Nie, musieliliśmy się rozdzielić i ja też martwię się o Dave'a. Powinien już być...- powiedziałam. W tym momencie do jaskini wpadła gromadka moich dzieci. Widocznie wieści szybko się rozchodzą. Nie widziałam tylko Claudii. Eh, ale jak to Lucas mówił, zakochani ^^. No więc przytuliłam mocno Eowinę i Maxa. Bardzo za nimi tęskniłam. Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej. Tylko gdzie Yuki i Dave?
<Yuki, Dave, co jest?
Lilia dokończ :)>
- Lucas! Chodź tuu!- zawołałam i radośnie podbiegłam do syna, który ze szczerym uśmiechem przytulił się do mnie. - Tęskniłam za wami. Jak rodzeństwo? Jak ty wyrosłeś, oni też już tacy dorośli? Boże, przepraszam że mnie wtedy nie było przy was.
- Mamo, spokojnie. U nich wszystko okej, Claudia chyba się zakochała, bo ciągle z Zikiem chodzi ale Ciii :D A reszta też już wyrosła. Nie martw się, nie winimy Cię za to, przecież chciałaś ratować wujka- odpowiedział mi.
- A kiedy Lili skończy? Co z watahą? Dużo osób przybyło? Matko mam tyle pytań, tyle rzeczy do nadrobienia...
- Mamo uspokuj się! Jesteś nie do wytrzymania haha. Więc po kolei: Lilia powinna już kończyć, Z watahą wszystko OK, przybyło sporo osób, mamy nawet w watasze bliźniaków którzy do nas dołączyli! :) Ale jest też zła wiadomość...
- Jaka?- zapytałam szybko.
- Safi nie żyje- odpowiedział smutno. Uśmiech od razu spełzł mi z twarzy, a oczach stanęły łzy. Bardzo ją lubiłam... Była zawsze taka radosna i szczęśliwa.
- Biedny Harry...- dodał.
- A co się stało z Harrym?- zapytałam zdziwiona.
- Ah no tak mamo przecież ty nie wiesz. Safi i Harry byli razem i mają czwórkę szczeniaków. Teraz Harry wciąż chodzi smutny. Wydaje mi się, że gdyby nie jego dzieci, to by zrobił coś głupiego, wiesz co mam na myśli... - kiwnęłam głową- A wiesz, kiedyś go spotkałem to powiedział mi, że on ją widział, że go wołała. Co sądzisz?
- Sądzę że to może być prawda. Ludzie których się kocha nigdy nie odchodzą- odpowiedziałam po chwili zastanowienia. - Chodźmy, może już Lilia go przywołała.
Ruszyliśmy do jej jaskini, a kiedy tylko tam zajrzałam, ujrzałam Louisa. Od razu się na niego rzuciłam.
- Braciszku!- zawołałam, tym razem łzy popłynęły po moim pysku. - Już myślałam, że Cię nigdy nie zobaczę- wyszeptałam, ledwie słyszalnie przez łkanie.
- Ja też się cieszę- odpowiedział przytulając mnie jeszcze bardziej, jednak po chwili jęknął- Ałć, to boli Nim, za mocno mnie sciskasz.
- Oh przepraszam- odezwałam się ze śmiechem. Spojrzałam na Lili, chyba wszystko było z nią okej, tylko była wyczerpana.
- Dobrze Cię widzieć kochana- powiedziałam i przytuliłam się do niej.
- Ciebie również- odpowiedziała z zacieszem.
- Nie ma tu jeszcze Yuki?- zapytał Lou. Widać było, że tęsknił za ukochaną.
- Nie, musieliliśmy się rozdzielić i ja też martwię się o Dave'a. Powinien już być...- powiedziałam. W tym momencie do jaskini wpadła gromadka moich dzieci. Widocznie wieści szybko się rozchodzą. Nie widziałam tylko Claudii. Eh, ale jak to Lucas mówił, zakochani ^^. No więc przytuliłam mocno Eowinę i Maxa. Bardzo za nimi tęskniłam. Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej. Tylko gdzie Yuki i Dave?
<Yuki, Dave, co jest?
Lilia dokończ :)>
Od Lili CD Histori Lucasa
-I co u nich? - zapytał Lucas.
-Poznali nową wilczycę, która chce dołączyć do watahy. Wszyscy są cali i zdorwi. Już wracają do watahy, bo powiedziałam im o twoim pomyśle. - odrzekłam. Przekazałam już wszystkim wszystko.
-To świetnie.
-Wszystko byłoby idealnie, tylko, że nie mam pojęcia jak się zabrać za wskrzeszanie... - powiedziałam smętnie.
-Napewno dasz sobie radę. - podnosił mnie na duchu Lucas.
-Ech. Jak tą mówią; Nadzieja umiera ostatnia.
-Zgadza się.
-Możesz już iść, chyba, że wolisz patrzeć na męczącą się z książkami i myślami mnie. - powiedziałam uśmiechając się.
-Skoro tak wolę pierwszą obcję, będę czekał na mamę. - powiedział i radośnie wybiegł z jaskini. Ja za to nie byłam taka radosna. Martwiłam się. Ech. Muszę sobie dać radę z tym. MUSZĘ! Tu chodzi o życie Louisa! Zaczęłam się zastanawiać jak by tu go wskrzesić. Może to nie będzie, aż takie trudne? Przecież z innymi mocami nie mam problemów. W końcu wpadłam na pomysł. Skupiłam się i przeteleportowałam. Pojawiłam się w okropnym miejscu. Wokół mnie były płomienie, gleba była czarna, a gdzieniegdzie wystawały suche i łyse rośliny, krzaki, drzewa. Widziałam także wilki, które paliły się w tym ogniu. Ten widok był okropny. Co zrobiły te wilki, żeby zasłużyć na takie katusze? Przed sobą zauważyłam ogromny zamek. Był straszny. Jednak nie mogłam się bać. Jednak podeszłam tam. Przed drzwiami stały dwa wilki o czerwonych oczach.
-Kim jesteś i co tu robisz?- zapytał pierwszy.
-Raczej nie jesteś kolejną złą duszą zesłaną tu na wieczne cierpienie.- rzekł drugi.
-Chcę się zobaczyć z władcą tego miejsca i tych dusz. - powiedziałam odważnie. Przestałam się bać. Co mi mogą zrobić? Nie boję się ognia, a nawet lubię, bo przecież nic mi nie robi.
-Odważna jesteś. Jednak, żeby spotkać się z Hadesem musisz przejść próbę. - na przód wyszedł wilk z dziwnym berłem w pysku. Uderzył nim dwa razy w ziemię, a w moją stronę poleciały płomienie. Nie robiłam nawet uniku. Panowałam nad ogniem i wiedziałam, że nawet jeśli mnie trafi nic mi nie zrobi. Wilk uśmiechnął się.-Przeszłaś.
Rzucił jeszcze tylko, a ja weszłam do zamku. Trafiłam do sali tronowej jakby wiedziona jakimś sznurkiem.
-Kim jesteś i czego chcesz? - zapytał wilk, który jakby... płonął niebieskim ogniem.
-Jestem Lilia i chcę wskrzesić mojego przyjaciela, który niesłusznie tu trafił. - powiedziałam.
-Niesłusznie mówisz? A niby dlaczego tak uważasz?- jego głos był przerażający.
-On był i jest dobrym wilkiem. A trafił tutaj, ponieważ jego dusza została porwana! - powiedziałam.
-Hmmm... Odważna jesteś, żeby przychodzić tutaj. I musisz coś tam umieć skoro się tu dostałaś i przeszłaś próbę. Ależ gdzie moje maniery. Nazywam się Hades. - rzekł. Mogłabym przysiąc, że jego głos stał się nieco przyjaźniejszy.
-Ja już się przedstawiłam. Chcę zapytać czy oddasz mi Louisa po dobroci czy nie. - rzekłam. Zaczęło mnie to trochę denerwować. Jeśli ten król od siedmiu boleści myślał, że będę się kulić ze strachu i czekać na jego słowa to się pomylił.
-Ciekawy jestem twojego po dobroci albo nie, więc puki co powiem nie. Najpierw chcę z tobą powalczyć. - rzekł. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi, więc nie zdążyłam zrobić uniku. Przygwoździł mnie do ziemi. - Tylko na tyle Cię stać?
-Chciałbyś. - powiedziałam i sprawiłam by moje skrzydła się pojawiły (wcześniej byłam bez nich), a dzięki ich pomocy odepchnęłam się od ziemi zrzucając z siebie Hadesa. Wilk jednak nie był mi dłużny i po chwili z ogromną prędkością ruszył na mnie. Byłam pewna, że nie zdążę zrobić uniku, więc zamieniłam się w mgłę, a potem znowu w siebie, kiedy wilk przeleciał przeze mnie. (Uczyło się trochę walki oł jea) W obecnym stanie nie miałam z nim szans, a jedyne co mogłam to robić uniki.
-Ja się tak nie bawię. - powiedziałam kiedy wilk pojawił się tuż za mną. Wokół mnei wybuchły płomienie, które odepchnęły napastnika. Ognień dotykał mnie, przez co czułam przyjemne ciepło. Po chwili byłam już demon. I panowałam nad sobą! "Masz kłopoty" pomyślałam mając na myśli Hadesa i zaatakowałam. To było niesamowite! Moja prędkość była teraz na wyższym poziomie od jego prędkości! Zaatakowałam go i tym jednym ciosem powaliłam. On podniósł się jednak zamiast znów zaatakować usiadł z powrotem na tronie.
-Jesteś silna i odważna. Lubię Cię, możesz mnie odwiedzać częściej. - powiedział uśmiechając się, a ja znów zmieniłam się w siebie. - A jeśli chodzi o twojego przyjaciela, to możesz go zabrać i wskrzesić.
-Dzięki! - powiedziałam i tyle mnie widział. W sumie miałam zamiar go jeszcze odwiedzić kiedyś, bo miejsce mimo iż miało swój specyficzny zły charakter nie było, aż takie złe. Idąc przez to krainę i szukając (znowu byłam bez skrzydeł, bo je sobie zniknęłam, kiedy wyszłam z zamku) Louisa zobaczyłam... Jego! To on zaatakował naszą watahę podczas wojny kiedy byłam jeszcze dzieckiem! To on zabił wszystkich! Skąd to wiedziałam? Wczułam to. Kiedy mnie zobaczył rzucił się na mnie. Mimo płomieni, które go raniły chciał mnie zabić! Nie zmienił się... Nadal był zły... Potrafiłam to wyczytać w jego myślach. Najwidoczniej trafiają tu tylko Ci, którzy NAPRAWDĘ zasłużyli. I Ci, którym ukradli duszę... Unikając ataku sprawiłam by pojawiły się mi skrzydła i poleciałam w górę. Po chwili zauważyłam Louisa, więc mimo ścigającego mnie wilka, zniżyłam lot.
-Lilia?! Co ty tu robisz?
-Długa historia, chodź! - powiedziałam i razem z nim pojawiłam się w mojej jaskini.
-Ja... Ja... Ja żyję! - powiedział zaskoczony i radosny. Za to ja upadłam zmęczona na ziemię.
-Nic Ci nie jest? - zapytał przerażony.
-To z nadmiaru emocji. - wyjaśniłam i dodałam- Niedługo spotkasz się z resztą.
Mimo iż ledwo mogłam się ruszać (Walka z Hadesem dawała o sobie znać) wyściskałam go. Po chwili do jaskini wpadła Nimfadora, żeby zająć moje miejsce i teraz przytulać Louisa tak, że ten ledwo mógł oddychać.
<Nimfadora co dalej?>
Strażnik z berłem:
Drugi strażnik:
Zamek:
Hades:
-Poznali nową wilczycę, która chce dołączyć do watahy. Wszyscy są cali i zdorwi. Już wracają do watahy, bo powiedziałam im o twoim pomyśle. - odrzekłam. Przekazałam już wszystkim wszystko.
-To świetnie.
-Wszystko byłoby idealnie, tylko, że nie mam pojęcia jak się zabrać za wskrzeszanie... - powiedziałam smętnie.
-Napewno dasz sobie radę. - podnosił mnie na duchu Lucas.
-Ech. Jak tą mówią; Nadzieja umiera ostatnia.
-Zgadza się.
-Możesz już iść, chyba, że wolisz patrzeć na męczącą się z książkami i myślami mnie. - powiedziałam uśmiechając się.
-Skoro tak wolę pierwszą obcję, będę czekał na mamę. - powiedział i radośnie wybiegł z jaskini. Ja za to nie byłam taka radosna. Martwiłam się. Ech. Muszę sobie dać radę z tym. MUSZĘ! Tu chodzi o życie Louisa! Zaczęłam się zastanawiać jak by tu go wskrzesić. Może to nie będzie, aż takie trudne? Przecież z innymi mocami nie mam problemów. W końcu wpadłam na pomysł. Skupiłam się i przeteleportowałam. Pojawiłam się w okropnym miejscu. Wokół mnie były płomienie, gleba była czarna, a gdzieniegdzie wystawały suche i łyse rośliny, krzaki, drzewa. Widziałam także wilki, które paliły się w tym ogniu. Ten widok był okropny. Co zrobiły te wilki, żeby zasłużyć na takie katusze? Przed sobą zauważyłam ogromny zamek. Był straszny. Jednak nie mogłam się bać. Jednak podeszłam tam. Przed drzwiami stały dwa wilki o czerwonych oczach.
-Kim jesteś i co tu robisz?- zapytał pierwszy.
-Raczej nie jesteś kolejną złą duszą zesłaną tu na wieczne cierpienie.- rzekł drugi.
-Chcę się zobaczyć z władcą tego miejsca i tych dusz. - powiedziałam odważnie. Przestałam się bać. Co mi mogą zrobić? Nie boję się ognia, a nawet lubię, bo przecież nic mi nie robi.
-Odważna jesteś. Jednak, żeby spotkać się z Hadesem musisz przejść próbę. - na przód wyszedł wilk z dziwnym berłem w pysku. Uderzył nim dwa razy w ziemię, a w moją stronę poleciały płomienie. Nie robiłam nawet uniku. Panowałam nad ogniem i wiedziałam, że nawet jeśli mnie trafi nic mi nie zrobi. Wilk uśmiechnął się.-Przeszłaś.
Rzucił jeszcze tylko, a ja weszłam do zamku. Trafiłam do sali tronowej jakby wiedziona jakimś sznurkiem.
-Kim jesteś i czego chcesz? - zapytał wilk, który jakby... płonął niebieskim ogniem.
-Jestem Lilia i chcę wskrzesić mojego przyjaciela, który niesłusznie tu trafił. - powiedziałam.
-Niesłusznie mówisz? A niby dlaczego tak uważasz?- jego głos był przerażający.
-On był i jest dobrym wilkiem. A trafił tutaj, ponieważ jego dusza została porwana! - powiedziałam.
-Hmmm... Odważna jesteś, żeby przychodzić tutaj. I musisz coś tam umieć skoro się tu dostałaś i przeszłaś próbę. Ależ gdzie moje maniery. Nazywam się Hades. - rzekł. Mogłabym przysiąc, że jego głos stał się nieco przyjaźniejszy.
-Ja już się przedstawiłam. Chcę zapytać czy oddasz mi Louisa po dobroci czy nie. - rzekłam. Zaczęło mnie to trochę denerwować. Jeśli ten król od siedmiu boleści myślał, że będę się kulić ze strachu i czekać na jego słowa to się pomylił.
-Ciekawy jestem twojego po dobroci albo nie, więc puki co powiem nie. Najpierw chcę z tobą powalczyć. - rzekł. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi, więc nie zdążyłam zrobić uniku. Przygwoździł mnie do ziemi. - Tylko na tyle Cię stać?
-Chciałbyś. - powiedziałam i sprawiłam by moje skrzydła się pojawiły (wcześniej byłam bez nich), a dzięki ich pomocy odepchnęłam się od ziemi zrzucając z siebie Hadesa. Wilk jednak nie był mi dłużny i po chwili z ogromną prędkością ruszył na mnie. Byłam pewna, że nie zdążę zrobić uniku, więc zamieniłam się w mgłę, a potem znowu w siebie, kiedy wilk przeleciał przeze mnie. (Uczyło się trochę walki oł jea) W obecnym stanie nie miałam z nim szans, a jedyne co mogłam to robić uniki.
-Ja się tak nie bawię. - powiedziałam kiedy wilk pojawił się tuż za mną. Wokół mnei wybuchły płomienie, które odepchnęły napastnika. Ognień dotykał mnie, przez co czułam przyjemne ciepło. Po chwili byłam już demon. I panowałam nad sobą! "Masz kłopoty" pomyślałam mając na myśli Hadesa i zaatakowałam. To było niesamowite! Moja prędkość była teraz na wyższym poziomie od jego prędkości! Zaatakowałam go i tym jednym ciosem powaliłam. On podniósł się jednak zamiast znów zaatakować usiadł z powrotem na tronie.
-Jesteś silna i odważna. Lubię Cię, możesz mnie odwiedzać częściej. - powiedział uśmiechając się, a ja znów zmieniłam się w siebie. - A jeśli chodzi o twojego przyjaciela, to możesz go zabrać i wskrzesić.
-Dzięki! - powiedziałam i tyle mnie widział. W sumie miałam zamiar go jeszcze odwiedzić kiedyś, bo miejsce mimo iż miało swój specyficzny zły charakter nie było, aż takie złe. Idąc przez to krainę i szukając (znowu byłam bez skrzydeł, bo je sobie zniknęłam, kiedy wyszłam z zamku) Louisa zobaczyłam... Jego! To on zaatakował naszą watahę podczas wojny kiedy byłam jeszcze dzieckiem! To on zabił wszystkich! Skąd to wiedziałam? Wczułam to. Kiedy mnie zobaczył rzucił się na mnie. Mimo płomieni, które go raniły chciał mnie zabić! Nie zmienił się... Nadal był zły... Potrafiłam to wyczytać w jego myślach. Najwidoczniej trafiają tu tylko Ci, którzy NAPRAWDĘ zasłużyli. I Ci, którym ukradli duszę... Unikając ataku sprawiłam by pojawiły się mi skrzydła i poleciałam w górę. Po chwili zauważyłam Louisa, więc mimo ścigającego mnie wilka, zniżyłam lot.
-Lilia?! Co ty tu robisz?
-Długa historia, chodź! - powiedziałam i razem z nim pojawiłam się w mojej jaskini.
-Ja... Ja... Ja żyję! - powiedział zaskoczony i radosny. Za to ja upadłam zmęczona na ziemię.
-Nic Ci nie jest? - zapytał przerażony.
-To z nadmiaru emocji. - wyjaśniłam i dodałam- Niedługo spotkasz się z resztą.
Mimo iż ledwo mogłam się ruszać (Walka z Hadesem dawała o sobie znać) wyściskałam go. Po chwili do jaskini wpadła Nimfadora, żeby zająć moje miejsce i teraz przytulać Louisa tak, że ten ledwo mógł oddychać.
<Nimfadora co dalej?>
Strażnik z berłem:
Drugi strażnik:
Zamek:
Od Claudii, CD historii Zika
Zik zapytał mnie czy mam jeszcze jakieś pytania, ale jako że ich nie miałam pokręciłam głową.
- To co teraz robimy?- zadał pytanie przystojniaczek. O matko, jak ja go nazwałam, coś dziwnego ostatnio się ze mną dzieje...
- Emm... może poszukamy nowych miejsc w watasze?- zaproponowałam, na myśli miałam jaskinie, bo ostatnio dołączyło kilka osób i robi się ciasno.
- No dobrze- odpowiedział z uśmiechem. Takim dziwnym uśmiechem, chciałabym się dowiedzieć o czym myśli. Szliśmy kawałek drogi, gdy nagle zauważyliśmy jakiś błysk przy skałach.
- Zaczekajcie- powiedział Zik i szybko pobiegł w to miejsce. Nie czekaliśmy długo, gdy stamtąd wybiegł i nas zawołał. Podeszłam do niego i zajrzałam do środka. Znajdowała się tam jaskinia, wysadzana klejnotami, oraz różnymi kamieniami szlachetnymi. Tuż obok niej mieściły się jeszcze takie trzy, a nieco dalej kilka normalnych.
- No to znaleźliśmy trochę miejsca do spania dla wilków- skomentował Zik.
- Taak, chodźmy powiedzieć o tym Lili- oznajmiłam i pognaliśmy do alfy, niestety była zajęta więc postanowiliśmy się przejść, a potem jej o tym powiedzieć. Hikamu gawędziła sobie z Kodomachim. Słońce wesoło świeciło, więc położyliśmy się na łące i wygrzewaliśmy się w słońcu.
- Fajnie tak leżeć- wymruczał Zik.
- Masz rację. Chciałabym tu tak z tobą leżeć godzinami- dodałam, po czym walnęłam buraka, po tym jak powiedziałam ' z tobą', ale na szczęście Zik chyba nie zwrócił na to uwagi, miałam taką nadzieję.
- Ciekawe czy Lilia już skończyła- szybko zmieniłam temat.
- Pewnie nie, potem pójdziemy.- odpowiedział Zik.
<Co dalej robiliśmy? :) >
- To co teraz robimy?- zadał pytanie przystojniaczek. O matko, jak ja go nazwałam, coś dziwnego ostatnio się ze mną dzieje...
- Emm... może poszukamy nowych miejsc w watasze?- zaproponowałam, na myśli miałam jaskinie, bo ostatnio dołączyło kilka osób i robi się ciasno.
- No dobrze- odpowiedział z uśmiechem. Takim dziwnym uśmiechem, chciałabym się dowiedzieć o czym myśli. Szliśmy kawałek drogi, gdy nagle zauważyliśmy jakiś błysk przy skałach.
- Zaczekajcie- powiedział Zik i szybko pobiegł w to miejsce. Nie czekaliśmy długo, gdy stamtąd wybiegł i nas zawołał. Podeszłam do niego i zajrzałam do środka. Znajdowała się tam jaskinia, wysadzana klejnotami, oraz różnymi kamieniami szlachetnymi. Tuż obok niej mieściły się jeszcze takie trzy, a nieco dalej kilka normalnych.
- No to znaleźliśmy trochę miejsca do spania dla wilków- skomentował Zik.
- Taak, chodźmy powiedzieć o tym Lili- oznajmiłam i pognaliśmy do alfy, niestety była zajęta więc postanowiliśmy się przejść, a potem jej o tym powiedzieć. Hikamu gawędziła sobie z Kodomachim. Słońce wesoło świeciło, więc położyliśmy się na łące i wygrzewaliśmy się w słońcu.
- Fajnie tak leżeć- wymruczał Zik.
- Masz rację. Chciałabym tu tak z tobą leżeć godzinami- dodałam, po czym walnęłam buraka, po tym jak powiedziałam ' z tobą', ale na szczęście Zik chyba nie zwrócił na to uwagi, miałam taką nadzieję.
- Ciekawe czy Lilia już skończyła- szybko zmieniłam temat.
- Pewnie nie, potem pójdziemy.- odpowiedział Zik.
<Co dalej robiliśmy? :) >
Od Lucasa
Szedłem smętnym krokiem przez las rozmyślając nad mamą i tatą. Tak długo już ich nie było... musiałem to przyznać, tęskniłem za nimi. Nagle wpadłęm na pewnien pomysł i pognałem do jaskini Lili.
- Oh cześć- powiedziała wyglądając z jaskini.
- Posłuchaj, mam pytanie- zacząłem.
- Tak?
- Rodzice i ciocia Yuki poszli szukać puszki pandory, żeby ożywić wujka Louisa, prawda?
- Zgadza się- potaknęła.
- Ale... przecież ty umiesz prawie wszystko, może ożywić też potrafisz?- zapytałęm z nadzieją.
- Wiesz... nie pomyślałam o tym. Nigdy tego nie robiłam.- odpowiedziała.
- A mogłabyś spróbować? Dzięki temu wujek by odżył, rodzice by wrócili...- poprosiłem.
- To może być niebezpieczne, ale spróbuję, poczekaj skontaktuję się z Nimfadorą i zobaczę co u nich.
- Dobrze- powiedziałem, usiadłem na ziemii i z oczekiwaniem wpatrywałem się w białą wilczycę. Naprawdę chciałem sprawadzić tu rodzinę i była szansa, że się uda, dlatego moje serce z nadzieją biło o wiele szybciej niż zwykle. Lilia zamknęła oczy i skoncentrowała się, parę minut później je otworzyła.
- I co u nich?- zapytałem z nutką niepokoju w głosie.
<Co u nich Lilia?>
- Oh cześć- powiedziała wyglądając z jaskini.
- Posłuchaj, mam pytanie- zacząłem.
- Tak?
- Rodzice i ciocia Yuki poszli szukać puszki pandory, żeby ożywić wujka Louisa, prawda?
- Zgadza się- potaknęła.
- Ale... przecież ty umiesz prawie wszystko, może ożywić też potrafisz?- zapytałęm z nadzieją.
- Wiesz... nie pomyślałam o tym. Nigdy tego nie robiłam.- odpowiedziała.
- A mogłabyś spróbować? Dzięki temu wujek by odżył, rodzice by wrócili...- poprosiłem.
- To może być niebezpieczne, ale spróbuję, poczekaj skontaktuję się z Nimfadorą i zobaczę co u nich.
- Dobrze- powiedziałem, usiadłem na ziemii i z oczekiwaniem wpatrywałem się w białą wilczycę. Naprawdę chciałem sprawadzić tu rodzinę i była szansa, że się uda, dlatego moje serce z nadzieją biło o wiele szybciej niż zwykle. Lilia zamknęła oczy i skoncentrowała się, parę minut później je otworzyła.
- I co u nich?- zapytałem z nutką niepokoju w głosie.
<Co u nich Lilia?>
Od Triss
Poszłam z Ifus na polankę. Rozmawiałyśmy, było miło. W końcu zastała nas noc i wróciłyśmy do swoich jaskiń. Stanęłam przed szałasem i na chwilę się zamyśliłam. Ostatnio było tu małe zamieszanie, ponieważ nie wiadomo było, kto gdzie ma spać. Morigan z Arashim nie mogli spać w jaskini, bo Shadow się w niej nie mieści. W rezultacie Arashiego i mnie czekała przeprowadzka, mieszkałam teraz w jaskini. Moi sąsiedzi przychodzili tu pracować (cóż, mimo wszystko trudno z szałasu zrobić pracownię ^. Weszłam do jaskini, ułożyłam się na posłaniu i zasnęłam. Obudziły mnie blade promyki słońca wpadające do jaskini. Przeciągnęłam się ziewając i wyszłam na dwór. Było bardzo wcześnie, a co za tym idzie – rześko. Krople rosy przyczepiały mi się do futra, gdy szłam nad jezioro. Napiłam się tam i zjadłam kilka jadalnych liści, ponieważ owoców jeszcze nie było – zresztą cóż się dziwić, była jeszcze wiosna. Zamieniłam kilka słów z rosnącymi tu drzewami, a potem raźnym krokiem ruszyłam nad wodospad. Nagle między liśćmi dostrzegłam coś białego. Szybko, lecz ostrożnie się przemieszczało. Zbliżyłam się bezszelestnie do tego czegoś. Biały ogon mignął mi przed oczami… Śnieżnobiały lis wyszedł na polankę. Dziwne, ale miałam niejaką nadzieję, że zobaczę White’a. Cóż, trudno… Zapatrzyłam się w ziemie i ruszyłam naprzód. Wędrowałam około pół godziny, aż wreszcie opamiętałam się i rozejrzałam wokoło. Doszłam do dziwnego miejsca. Było prawie całe w niebieskiej mgiełce. Na pniu drzewa coś świeciło na fioletowo. Nagle na jednym z drzew dostrzegłam ruch. To coś zbliżało się do mnie. Zaczęłam się cofać. Nagle uderzyło mnie coś dużego. Straciłam na chwilę oddech, lecz szybko stanęłam na nogi. Rozglądałam się wokół siebie wypatrując napastnika.
„Jest przed tobą” – powiedziała mi któraś z roślin, podziękowałam jej kiwnięciem głową. Nie zauważyłam niczego przed sobą. Pomyślałam, że to coś jest niewidzialne, więc również stałam się niewidzialna.
„On cię widzi”.
Jak to widzi, skoro jestem niewidzialna? Coś tu nie grało… Znów ruch, tym razem przede mną. Zauważyłam zarys jakiejś istoty, szykowała się do ostatecznego ciosu. Wiedziałam, że nie ucieknę. W duchu pożegnałam się ze wszystkimi. Istota skoczyła na mnie… Ciemny kształt spadł na Istotę i przygniótł ją do ziemi. Wbił zęby w szyję dziwnego stwora i spojrzał na mnie czarnymi oczami. Stwor rozpłynął się w powietrzu, a ja stałam się widzialna.
- Jesteś cała? – spytał ciemny kształt.
- Tak. Dziękuję. – powiedziałam. Kształt wyszedł z cienia. Dopiero teraz obaczyłam, że to czarny wąż.
- Mam na imię Ruth. – powiedziała.
- Triss. Co to było? – spytałam.
- Nie chcesz wiedzieć. Pochodzi z Głuszy. Ostatnio… dużo ich tutaj.
- Niech będzie. Czemu właściwie mnie obroniłaś? Nie musiałaś właściwie tego robić i nie chodzi mi o to, że poradziłabym sobie sama.
- Powiedzmy, że wyrównałam rachunki. – zaśmiała się.
- Rachunki? Z kim? – spytałam.
- Z tobą. Widzisz, kiedyś mnie uratowałaś przed zatonięciem i opiekowałaś się mną, ale wtedy miałam inną postać…
- To naprawdę ty? Ale wtedy byłaś rannym KOTEM! – wykrzyknęłam zdziwiona.
- Umiem zmieniać postać. Jeśli chcesz, mogę ci towarzyszyć. – powiedziała.
- Chętnie. Wracajmy już, nie chcę przebywać w tym miejscu chwili dłużej. – powiedziałam. Ruth znów zmieniła się w kota.
- Głodna jestem. - stwierdziła moja towarzyszka.
- Hmm. A zjesz roślinę?
- Zjem cokolwiek. – uśmiechnęła się. Skierowałam się nad jeziorko. Pokazałam kocicy trochę jadalnych liści, a ona z zapałem je zjadła, uprzednio zmieniając się w królika. Spostrzegłam, że kilkanaście metrów od nas wodę pił czarny wilk.
- Cześć! – powiedziałam podchodząc.
- Cześć. - powiedziała Morigan odwracając się spokojnie w moją stronę. - A któż to?
- Morigan, to Ruth, moja towarzyszka. Ruth, to Morigan, moja przyjaciółka.
- Miło mi poznać. - powiedziała Morigan.
- Mnie również. - odpowiedziała ma towarzyszka, już zdążyła zmienić się z powrotem w kota.
- Nie wiem, czy cię to zainteresuje, ale dziś rano w takim niebieskim zagajniku zaatakował mnie jakiś dziwny stwór. Uratowała mnie Ruth, a gdy wbiła w niego zęby potwór znikł. Ruth mówi, że te istoty ostatnio są dość często spotykane i pochodzą z jakiejś Głuszy... - powiedziałam. Na ostanie zdanie Morigan zdrętwiała.
- Muszę jak najszybciej jej to powiedzieć. - wyszeptała do siebie. - Dziękuję bardzo za informację, muszę już lecieć, pa! - krzyknęła i pobiegła do lasu.Ruszyłam do swojej jaksini, a po drodze spotkałam White'a.
- Cześć! Jak się czujesz? - uśmiechnęłam się do niego.
- Czuję się świetnie. Wiesz, czasem serio nie rozumiem uzdrowicieli. Dziś też kazali mi się "oszczędzać". - narzekał, a potem sie uśmiechnął.
- Fajnie, że jesteś cały. - powiedziałam nie przestając się uśmiechać.
<White, dokończysz?>
To niebieskie miejsce :)
Ruth jako wąż:
Jako kot:
Jako koń:
Imię: Ruth
Płeć: samica
Wiek: nieznany, ale lat ma około tyle co Triss
Żywioł: Cień
Moce: Potrafi zmieniać postać, panować nad czyimś umysłem i zamieniać w cień
Charakter: jest owiana tajemnicą, nikt nie wie, skąd się wzięła i skąd tyle wie. Dzięki swym umiejętnościom jest w stanie niezauważona szpiegować ludzi i zwierzęta. Rzadko pokazuje się wilkom z watahy. Dzieki umiejętności szpiegowania często zapuszcza się na tereny innych watah, lecz tylko za poleceniem którejś Alfy.
Towarzysz: Triss
„Jest przed tobą” – powiedziała mi któraś z roślin, podziękowałam jej kiwnięciem głową. Nie zauważyłam niczego przed sobą. Pomyślałam, że to coś jest niewidzialne, więc również stałam się niewidzialna.
„On cię widzi”.
Jak to widzi, skoro jestem niewidzialna? Coś tu nie grało… Znów ruch, tym razem przede mną. Zauważyłam zarys jakiejś istoty, szykowała się do ostatecznego ciosu. Wiedziałam, że nie ucieknę. W duchu pożegnałam się ze wszystkimi. Istota skoczyła na mnie… Ciemny kształt spadł na Istotę i przygniótł ją do ziemi. Wbił zęby w szyję dziwnego stwora i spojrzał na mnie czarnymi oczami. Stwor rozpłynął się w powietrzu, a ja stałam się widzialna.
- Jesteś cała? – spytał ciemny kształt.
- Tak. Dziękuję. – powiedziałam. Kształt wyszedł z cienia. Dopiero teraz obaczyłam, że to czarny wąż.
- Mam na imię Ruth. – powiedziała.
- Triss. Co to było? – spytałam.
- Nie chcesz wiedzieć. Pochodzi z Głuszy. Ostatnio… dużo ich tutaj.
- Niech będzie. Czemu właściwie mnie obroniłaś? Nie musiałaś właściwie tego robić i nie chodzi mi o to, że poradziłabym sobie sama.
- Powiedzmy, że wyrównałam rachunki. – zaśmiała się.
- Rachunki? Z kim? – spytałam.
- Z tobą. Widzisz, kiedyś mnie uratowałaś przed zatonięciem i opiekowałaś się mną, ale wtedy miałam inną postać…
- To naprawdę ty? Ale wtedy byłaś rannym KOTEM! – wykrzyknęłam zdziwiona.
- Umiem zmieniać postać. Jeśli chcesz, mogę ci towarzyszyć. – powiedziała.
- Chętnie. Wracajmy już, nie chcę przebywać w tym miejscu chwili dłużej. – powiedziałam. Ruth znów zmieniła się w kota.
- Głodna jestem. - stwierdziła moja towarzyszka.
- Hmm. A zjesz roślinę?
- Zjem cokolwiek. – uśmiechnęła się. Skierowałam się nad jeziorko. Pokazałam kocicy trochę jadalnych liści, a ona z zapałem je zjadła, uprzednio zmieniając się w królika. Spostrzegłam, że kilkanaście metrów od nas wodę pił czarny wilk.
- Cześć! – powiedziałam podchodząc.
- Cześć. - powiedziała Morigan odwracając się spokojnie w moją stronę. - A któż to?
- Morigan, to Ruth, moja towarzyszka. Ruth, to Morigan, moja przyjaciółka.
- Miło mi poznać. - powiedziała Morigan.
- Mnie również. - odpowiedziała ma towarzyszka, już zdążyła zmienić się z powrotem w kota.
- Nie wiem, czy cię to zainteresuje, ale dziś rano w takim niebieskim zagajniku zaatakował mnie jakiś dziwny stwór. Uratowała mnie Ruth, a gdy wbiła w niego zęby potwór znikł. Ruth mówi, że te istoty ostatnio są dość często spotykane i pochodzą z jakiejś Głuszy... - powiedziałam. Na ostanie zdanie Morigan zdrętwiała.
- Muszę jak najszybciej jej to powiedzieć. - wyszeptała do siebie. - Dziękuję bardzo za informację, muszę już lecieć, pa! - krzyknęła i pobiegła do lasu.Ruszyłam do swojej jaksini, a po drodze spotkałam White'a.
- Cześć! Jak się czujesz? - uśmiechnęłam się do niego.
- Czuję się świetnie. Wiesz, czasem serio nie rozumiem uzdrowicieli. Dziś też kazali mi się "oszczędzać". - narzekał, a potem sie uśmiechnął.
- Fajnie, że jesteś cały. - powiedziałam nie przestając się uśmiechać.
<White, dokończysz?>
To niebieskie miejsce :)
Ruth jako wąż:
Jako kot:
Jako koń:
Imię: Ruth
Płeć: samica
Wiek: nieznany, ale lat ma około tyle co Triss
Żywioł: Cień
Moce: Potrafi zmieniać postać, panować nad czyimś umysłem i zamieniać w cień
Charakter: jest owiana tajemnicą, nikt nie wie, skąd się wzięła i skąd tyle wie. Dzięki swym umiejętnościom jest w stanie niezauważona szpiegować ludzi i zwierzęta. Rzadko pokazuje się wilkom z watahy. Dzieki umiejętności szpiegowania często zapuszcza się na tereny innych watah, lecz tylko za poleceniem którejś Alfy.
Towarzysz: Triss
Subskrybuj:
Posty (Atom)