niedziela, 2 czerwca 2013

Od Lili - Rozpacz cz.1

Poszłam na spacer po lesie, miałam jakieś dziwne przeczucia, że coś się stanie. Nagle poczułam potworny ból, jakby ktoś wyrwał mi serce pokroił na kilka części i jedną z nich nadział na patyczek do szaszłyka, a potem zdjął żucił nim o ścianę, podeptał i wrzucił do ognia. Zawyłam przeciągle głosem pełnym bólu i pobiegłam w stronę jaskini Safi. Zobaczyłam to czego najbardziej się obawiałam. Safi. Safi leżała w kałuży krwi, a wokół znikały jakieś dziwne cieniste stwory. Podbiegłam do niej. Zauważyłam liście Irysa Śmiertelnego ułożone na ziemi. Nie mogłam w to uwierzyć, podeszłam do swojej siostry i sprawdziłam puls. Nie. To niemożliwe. Tak krótko się znałyśmy, ale kochałam ją jakbyśmy się razem wychowywały od początku razem. Po policzkach spłynęły mi słone łzy. Harry o nic nie pytał. "Czemu?" pomyślałam.
-Czemu?! - krzyknęłam po czym odwróciłam się i pobiegłam przed siebie. Biegłam i biegłam, i biegłam, nie  patrzyłam przed siebie, nie wiedziałam co chcę przez to osiągnąć. Po proostu nie mogłam ustać w miejscu, las, który wyglądał niezwykle mrocznie mnie nie obchodził. Pewnie nawet gdybym zauważyła sylwetkę jakiegoś potwora, bym się nie zatrzymała. Nie obchodziło mnie teraz nic, a jedyne co czułam to rozszarpujący mnie od środka nieopisany ból.
-Auuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu! - zawyłam przeciągle do księżyca stając na chwilę. Wycie było pełne moje bólu. Wbiegłam na jakiś klif i zatrzymałam się tuż przed ogromną przepaścią. Byłam w formie bez skrzydeł. Przeleciał mi przez głowę pomysł skoczenia, ale kiedy tylko o tym pomyślałam, zobaczyłam przed sobą Mię, Rose, Alexa, moją najlepszą przyjaciółkę... Nimfadorę. Nie mogłam. Jednak okazało się, że to nie ja mam nad tym decydować. Usłyszałam trzask łamanej gałęzi i odwróciwszy się zauważyłam... ludzi. Trzymali w dłoniach dziwne przedmioty podobne do kijów, ale wyczytałam z ich myśli, że strzała, z tej dziwnej broni mnie uśpi. Zawarczałam głucho, a oni wycelowali we mnie. Było ich pięciu. Jeśli odskoczę zbyt daleko spadnę, na przodzie są oni, a za mną jest przepaść. Nie było wyjścia. Gdybym zatrzymała czas i zwiała lub uciekła super szybko (myślicie, że po kim Mia odziedziczyła prędkość? ^^) oni by to zauważyli, bo aż tak t tępi na pewno nie są, a nie wolno nam zdradzać naszych mocy. Zostały mi dwa wyjścia; Dać się złapać lub zabić się lub skoczyć z klifu bez możliwości użycia skrzydeł ani żadnych mocy technik do latania. Mogłam także zachowywać się jak zwykły wilk i po prostu zaatakować, ale to zaliczało się do 1., bo na pewno by mnie złapali z pomocą swoich kijków. Nagle z rozmyślań wyrwał mnie strzał. Zdecydowałam. Zrobiłam kilka kroków w tył. Kolejny. "Żegnajcie." Pomyślałam, z policzka popłynęła mi łza, a ja odsunęłam się bardziej do tyłu, ludzie podbiegli zobaczyć czy naprawdę to zrobiłam. Mój honor nie pozwalał mi dać im tej sadysfakcji. Zamknęłam oczy z których poleciała jedna samotna łza. Byłam gotowa na to, że roztrzaskam się o jakieś skały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz