Siedziałem na jednej z
najwyższych gałęzi, bawiąc się rąbkiem swojej peleryny. Nogi oparłem o
konar naprzeciwko siebie. Byłem pogrążony w myślach.
Nagle pod sobą
usłyszałem szelest krzaków. Spojrzałem w tamtym kierunku i zobaczyłem
Lunę wchodzącą na polanę. Nie zauważyła mnie. To takie dziwne -
pomyślałem w zdumieniu. - że nikt nigdy nie patrzy w górę.
-Dzień dobry -
odezwałem się, wciąż bawiąc się materiałem. Wilczyca zaczęła się
rozglądać, nie wiedząc, gdzie jestem. Przewróciłem oczami.
-Na górze - podpowiedziałem jej. Spojrzała na mnie.
-Co tam robisz? - spytała.
-Ryby sobie łowię - odparłem ironicznie, a ona się zaśmiała.
-A tak na serio? - dopytywała się.
-Myślę.
-To myśl szybciej, bo ktoś cię szuka.
Popatrzyłem na nią.
-Kto? - spytałem.
-Jak zleziesz
to się dowiesz - odpowiedziała. Od niechcenia machnąłem ręką, tworząc
sobie schody prowadzące od miejsca, gdzie siedziałem, aż do ziemi. Luna
patrzyła w oniemieniu, jak cienie zbierają się, tworząc stopnie.
Zszedłem powoli, z rękami założonymi za plecami.
Kiedy moje
stopy dotknęły ziemi, a cienie rozpłynęły się w powietrzu, wilczyca
mruknęła coś w stylu "Wow, nie wiedziałam, że tak umiesz".
-No, to kto mnie szukał? - spytałem, a ona uśmiechnęła się tajemniczo i odpowiedziała:
<No, co powiedziałaś, Luno? kto mnie szukał?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz