Rano do mojego legowiska wsunął się Tibi,
mój króliczek, ponieważ mróz przeszkadzał spać. Zostawiłam Tibi'ego
samego w legowisku i poszłam na polowanie, przy okazji budząc Lunę.
Troszeczkę się zdenerwowała, ale ja swoim urokiem potrafię ostudzić
każde emocje. Próbowałam dalej przejść niezauważalnie, jednak Lilia mnie
zobaczyła.
- Zawsze musisz mnie zauważyć?!- zapytałam z udawaną wściekłością. - Musisz się jeszcze dużo nauczyć, dobrze, że nie jesteś naszym szpiegem- opowiedziała. W lesie znalazłam dorodną sarnę. Jakoś wyglądała tak niewinnie, ale, że jestem polującą, więc musiałam ją zabić. Sarna o poranku była chyba dość senna, więc polowanie szybko minęło. Wróciłam do watachy, aby podzielić się moją zdobyczą. Alfy wzięły pierwsze , ale i tak się najadłam. Tibi nie miał takich problemów. Skubnął sobie troche trawki i potem cały dzień leżał na moim legowisku. Wieczorem poszłam na polankę. W krzakach się coś poruszyło. Podbiegłam tam i... - Hej! Co ty tu robisz?!- krzyknęłam. Spłoszony wilk, usłyszawszy krzyk spojrzał się w miejce, z którego doszło pytanie.-Tak, do ciebie mówie! Co robisz na naszej polanie?! Nie masz tu wstępu! - Jesteś tego pewna?- zapytał się z szyderczym uśmiechem- A może to ty jesteś na moim terenie? Byłam od niego o wiele mniejsza, więc myślałam, co mogę zrobić. Mogłam uciec, ale po co? - Powiedz, dlaczego tu jesteś?- próbowałam dowiedzieć się kilku rzeczy, ale on zaczął mnie gonić. Nie myśląć, uciekłam do lasu i gdy nie patrzył zmieniłam się w motyla i wróciłam do watachy. Wszystko opowiedziałam alfom. Nie przejęły się tym za bardzo, więc trochę się uspokoiłam. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz