- A więc... co teraz?- zapytałam zakłopotana.
- Wracamy do watahy- powtórzył Harry.- Lili, teleportuj!
- Tak jest!- salutowała.
- Słuchaj, jesteś pewny? Co z przezna...
- Poczeka sobie, nie możesz...
Po chwili znaleźliśmy się w domu.
- Harry, Lili, Safi. Już wróciliście?- zapytał ktoś.
- Idę pod źródełko. Ucałowałam ukochanego.
,, Dziwne" pomyślałam. Faktycznie stał się nieco... surowy. z tego powodu byłam smutna.
- Hej, co ci jest?- zapytała jakaś lisiczka. Mimo, iż jej nie znałam odpowiedziałam.
- Jestem w ciąży- rzekłam smutnie.
- Gratuluję!- ucieszyła się- ale... ale czemu się tak smucisz? Nie rozumiem.
- Mój partner chyba...
- Co?
- Jakiś... zmienił się, gdy się dowiedział. Wydaje się bardziej surowy.
- Bo jest w szoku, teraz zacznie się o ciebie martwić, por favor!
- Tak myślisz?
- Si, jestem pewna! W moim młodym wieku zajmowałam się liskami ciotki.
- No tak, ale co to ma do rzeczy? Jeśli mogę się zapytać.
- Wujaszek miał bzika na punkcie wcześniej ciąży.
- Ach tak...
- Yhy- skinęła głową.
- Idę pod wodospadzik. Uwielbiam to maleńkie źródełko.
- Si, już idę. A jak się nazywasz?
- Safianna, wystarczy Safi.
- Wolę pełne imienia, ja jest Rossalena. Inaczej Rose. To żegnam! Mam dużo spraw do załatwienia.- uśmiechnęłam się.
- Miło było cię poznać Rossaleno.
- Wzajemnie Safianno.- Widać, musiała sobie powtórzyć me imię, heh.
Na miejscu wesżłam pod chłodną wodę. Co za orzeźwienie. Widziałam, że
Hazza mnie podpatruje. Udawałam, iż go nie zauważyłam, zatem robiłam
wszystko, by wyglądać... no wiecie... bardzo kobieco ( wilczo)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz