poniedziałek, 4 lutego 2013

Od Morigan

Nie ma to jak kąpiel o północy w czystej, orzeźwiającej wodzie jeziora. Tym bardziej, gdy dzień był tak emocjonujący. Wyszłam z wody, otrzepałam się i zaczęłam zbierać zioła. Jak mawiała moja siostra : „Każda pora na zbieranie kwiatów i ziół jest dobra”. Zebrałam co trzeba i wracałam do jaskini. Po chwili jakimś szóstym zmysłem wyczułam, że ktoś za mną idzie. Byłam zmęczona po pływaniu, więc nie chciało mi się nawet sprawdzać kto to. Nie zatrzymując się i nie patrząc na przybysza rzuciłam przez ramię:
- Zamiast skradać się może wyjaśniłbyś mi CO tu robisz i CZEMU się za mną skradasz.
Nieznajomy nadal szedł za mną. Po chwili chyba zatrzymał się i rzucił:
- Witaj siostrzyczko – stanęłam jak wryta. Kompletnie mnie zatkało. Mój brat? Co on tu robi? Czułam, jak jeży mi się sierść na grzbiecie, lecz mimo to, z niezwykłym wysiłkiem obróciłam się do niego i najspokojniej w świecie zapytałam:
- Tak, braciszku? Czego chcesz?
– Daj mi pięć minut i już idę – zapewnił – Chcę cię ostrzec. Wilk, którego prawie zabiłaś, przejął watahę i chce zemsty. Przygotuj się, może nadejść w każdej chwili. – ostrzegł mnie.
– Dziękuję za ostrzeżenie, ale nie martw się, nie jestem małym szczeniaczkiem i potrafię o siebie zadbać. Idź już, pozdrów Neneke (moją siostrę).
 – Żegnaj, siostrzyczko. –powiedział
– Żegnaj, braciszku.
Dopiero gdy odbiegł, poczułam grozę sytuacji. Tamten wilk był naprawdę silny. Teraz ma za sobą całą watahę. Uznałam, że nie powiem tego żadnemu wilkowi z mojej watahy. Sama stawię czoło niebezpieczeństwu. Jak zwykle. Będę chronić watahę i nowonarodzone szczeniaki. Ile sił w łapach popędziłam do jaskini. Zdyszana położyłam się na posłaniu. Mimo ciężkiego dnia długo nie mogłam zasnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz