Kolega Hazzy wyglądał dość miło.
- Dokąd idziesz?- zapytał mnie, mój przyjaciel.
- Zamierzam na coś zapolować, umieram z głodu- dodałam.
- Ah, szkoda, że nie przyszłaś prędzej, właśnie jesteśmy po śniadaniu.
- Nic się nie stało.
- Harry, może jednak pójdziesz ze Safi, by dotrzymać jej towarzystwa?- trącił go łokciem, ten jednak kazał mu się uspokoić.
- Dobrze, więc pożegnam się z Wami koledzy.
- Poczekaj, pójdziesz później z nami na przechadzkę?- zapytał Louis.
- Hmm.. zdaje się, że nic nie mam w planie, więc chętnie- uśmiechnęłam się.- Pa.
-Pa- zawołali obydwaj jednocześnie.
- A miało być tak miło- szepnął znajomy głos.
- Draco?! Czego znowu chcesz?- siedział w moich włosach.
- No jak mam Cię pilnować, to wiesz.. po za tym na polowaniach bywa niebezpiecznie.
- Szukasz wymówki, żeby posilić się moim posiłkiem?- zapytałam z podejrzeniem.
- Nie, ja jestem wegetarianinem. Posilam się wyłącznie świeżymi roślinami.
- Głodny?
- O tak, czemu pytasz?- wtedy zrzuciłam go na kłujący oset.
- Życzę smacznego!- na mojej twarzy ukazał się szyderczy uśmiech. Mały smok po chwili wyszedł cały w kolcach krzycząc.
- Aaa, jak mogłaś i jak ja teraz pokażę się smoczycom?!
- Wątpię, czy któraś, by Cię chciała.
- Taka mądra? Co Ty sobie myślisz?- przewrócił się, gdyż dmuchnęłam w niego.
- Nie znaczy, że jak jestem mały, to możesz sobie na takie rzeczy pozwolić!
- To ja się z panem żegnam.
- Czekaj no, ja też idę z Tobą.
- Żartujesz? Ty prędzej spłoszysz zwierzynę.
- Że niby jestem brzydki, co? O to chodzi?
- Jesteś zbyt głośny chodź.. hmm, zdecydowanie masz rację w dziedzinie urody- nie zważając później na niego coś wywęszyłam.
- I?
- Dorodna sztuka dzika.- wytrzeszczył wtedy oczy.
- Żartujesz, one mają kły! I mogą Ciebie zaatakować!
- Dlatego mam Ciebie, prawda?
- Bez komentarza.- odparł i.. obraził się.
Trop nie kłamał, znalazłam zwierza i bez problemu go zaatakowałam, po czym zaczęłam się posilać.
- Nie mogę na to patrzeć!- zakrywał oczy chudą łapką, a drugą wcinał listek z niewielkiego krzaczka.
- Podziwiaj, moje śniadanie jest bardzo dietetyczne.
- Aż za bardzo- powiedziałam patrząc na jego kruche ciało.
- Mniam, to najlepszy liść jaki jadłem! Taki świeży, soczysty, aż przegryzając go staje się mokry.
- Hehe, to może dlatego, że jest oblany moczem- zaniemówił, wypluł swój
"dietetyczny posiłek" i próbował "ściągnąć" z długiego jęzora resztki.
- Ble,ble!
- Życzę powodzenia- zaśmiałam się i zaczęłam szukać Hazzę z jego kolegą, Louisem .
- Witajcie chłopaki
- O, cześć Safi.
- Dokąd idziemy?
- Harry, wpadł na pomysł, by wejść na wysoką górę, z której widać calutką okolicę.
- Świetnie, w końcu zapoznam się dokładnie z terenami.
- Niestety,ja muszę iść. Mam ważną sprawę do zrobienia.- rzekł
- Szkoda, no cóż do widzenia Louis!- poszedł.
- To jak idziemy?- zapytał niebieskooki, bo zapamiętałam jego błyszczące oczy.
- Jasne, nie umiem się doczekać, jak zabierzesz mnie- uśmiechnęłam się.
< Hazza, chcesz dokończyć? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz