Po wypiciu kręciło mi się w głowie, jednak nie chciałam spać. Morigan
weszła do jaskini, ale ja chciałam iść na spacer. Podziękowałam Lili,
która nalegała żebym została, bo musiałam odpoczywać. Ja nie chciałam
tam zostać. Poszłam w stronę mojej jaskini, gdzie zastałam Louisa.
- Coś się stało?- zapytał. Nie był wtajemniczony.
- Nie, oprócz tego, że wpadłam do dziury i trafiłam na kaktus, który
mnie ukuł jakąś trucizną, a Lili walczyła o moje życie.-odpowiedziałam.
Widząc jego minę szybko powiedziałam- Żartowałam, jestem nieśmiertelna.
To jednak nie poprawiło wyrazu jego twarzy. Był wyraźnie zaniepokojony. Pomyślałam, że czas pójść na spacer z nim.
-Chodź na spacer.
- Ale ty musisz odpoczywać!- protestował.
- Czy wszyscy muszą mi to wypominać?!- krzyknęłam do siebie.
Louis spojrzał na mnie z przerażeniem. Pomyślałam, że troszeczkę przegięłam. W końcu on chciał mi pomóc.
- Przepraszam- odparłam- Chodźmy.
Poszliśmy powoli. Trafiliśmy na wydeptaną ścieżkę. Przed nami po pewnym
czasie ujrzeliśmy zarys wilka, który stawał się coraz wyraźniejszy. W
końcu zauważyłam, że to samiec.
- #@%*&! Czy zawsze muszą nas napadać jak idziemy na spacer?! Mam
tego po uszy w nosie!-spojrzałam na Louisa i na drugiego wilka, gdy
dotarło do mnie co powiedziałam- Ekhem... C-coś przekręciłam?- miałam
nikłą nadzieję, że tego nie usłyszeli.
Jednak oni przytaknęli. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Usłyszałam głos Louisa:
- Co tu robisz? Jesteś na terenie watahy Świetlistych Dusz.-zrozumiałam, że mówi do wilka.
- J-ja chyba pójdę- odpowiedział patrząc się na mnie ze strachem. Louis
zaczął się śmiać, a ja nie wiedziałam o co chodzi. Wiem, że trochę
przegięłam, ale żeby się mnie bać...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz