Wracając
z watahy spotkałam nowego samca. Po rozmowie z nim dowiedziałam się, że
ma na imię Harry. Szliśmy kawałek, gdy on powiedział, że idzie do Safi.
Poszliśmy każdy w inną stronę. Spotkałam w jaskini Victorię.
-Siemka, poznałaś już Harry'ego?-zapytałam. -No, ładny, nie?-odpowiedziała rozmarzona. -Ja się nie znam... Swatać Cię? -Nooo...-odparła z szerokim uśmiechem. Obie zaczęłyśmy się śmiać. Akurat w tej chwili do jaskini wszedł Louis. Niczego nie zrozumiał. Usłyszałam tylko, że mruczy coś pod nosem. Wyłapałam takie słowa jak: "Dziewczyny", "Głupawka" itp. Jednak gdy zauważył Tibi'ego od razu do niego podbiegł i zaczął się z nim bawić. Tym bardziej się śmiałyśmy. W końcu podeszłam do niego i trąciłam go pyszczkiem. -Chodźcie za mną-powiedziałam do Vicki i Louisa. Wstali, a ja pobiegłam w stronę Bartka (Wodnego Drzewa). Na miejscu była dorodna sarna. Ja wiedząc, że i tak ją dogonię krzyknęłam do nich z radością "Piknik!" i zaczęłam ją gonić. Victoria i Louis także. Po tym zanieśliśmy już martwą sarnę i rozmawiliśmy z Bartkiem przy okazji delektowania się jedzeniem. Nagle zamyśliłam się. Co jeśli Lili się coś stanie? Albo komuś z mojej watahy? Z zamyślenia wyrwał mnie pisk. Cichy, ale słyszalny przez ucho wilków. Pokazałam przyjaciołom, żeby byli cicho, a sama zmieniłam się w motyla i poleciałam w stronę dźwięku. Za mną nie rozumiejąc sygnału pobiegł Louis. Za kępą narcyzów i tulipanów była... (Louis, co tam było, kochanie?) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz