środa, 6 lutego 2013

Od Morigan

- Wybaczcie, to moja wina. – powiedziałam do nich. Opowiedziałam im, jak mój brat przyszedł mnie ostrzec. Opowiedziałam im również, co działo się potem, czyli:
Kapałam się w jeziorze, gdy przyleciała Lilia i oznajmiła mi, że zaatakował ją jakiś wilk i szukał mnie.
 – Morigan, Możesz mi wyjaśnić o co chodzi? – spytała. Nie wiedziałam co jej powiedzieć. A poza tym, jak ten wilk miał czelność wchodzić na ten teren i atakować moja przyjaciółkę?! Tego już było za wiele.
– Lilia, wytłumaczę ci to, kiedy wrócę. Dopóki mnie nie będzie, niech szczenięta zostaną w jaskiniach, a inne wilki niech zachowają czujność. Nie lećcie za mną. Proszę, to dla waszego bezpieczeństwa. – odpowiedziałam i zamieniłam się w orła, po czym odleciałam. Słyszałam, jak Lilia mnie woła, ale nie zwróciłam na to uwagi. „Czas załatwić sprawę do końca” – pomyślałam. Nie leciałam długo, wilk nie zdążył jeszcze daleko odbiec. Zleciałam w dół, dokładnie przed nim, i przemieniłam się w wilka. Był wyraźnie zaskoczony.
– Jak śmiesz wchodzić na teren mojej watahy i atakować moich przyjaciół?! – ryknęłam na niego. On natomiast już doszedł do siebie i uśmiechnął się drapieżnie.
– Czujesz w powietrzu ten słodki zapach? To zemsta. – wyjaśnił. Byłam bliska uduszenia go na miejscu.
– Nie, nie czuję. Skończmy z tym raz na zawsze, Roven.
– Jak sobie życzysz. – wyszczerzył zęby w uśmiechu i zauważyłam, jak ścieka po nich jad. Spotkałam tą truciznę wcześniej, jest bardzo trudna do rozpoznania. Antidotum na nią przyrządza się z…
Nie dokończyłam tej myśli, bo Roven się na mnie rzucił. W porę umknęłam w bok, przeleciał kilka metrów dalej i rąbnął o drzewo. Myślałam że jest nieprzytomny, ale natychmiast oprzytomniał i rzucił się do ataku. Z wielkim wysiłkiem psychicznym zaczęłam uciekać, ale on mnie gonił. Dobiegłam do kręgu z dwunastu olbrzymich głazów. Zatrzymałam się po środku. Roven dopadł mnie kilka sekund później. Nie dałam mu czasu do ataku, rzuciłam się pierwsza i przyparłam go do jednego z wysokich głazów i zaczęłam nim o niego uderzać. Czubek głazu pękł i zaczął powoli spadać. Puściłam Rovena i zaczęłam się cofać, ale on (na jego nieszczęście) niczego nie zauważył. Zaczął się upiornie śmiać i iść w moją stronę. Śmiech urwał się gwałtownie, gdy spadający głaz przygniótł Rovena zabijając go na miejscu. „ Tak kończy się historia Rovena, który obraził moją siostrę” – pomyślałam. Znów zamieniłam się w orła i poleciałam w stronę watahy. Gdy wylądowałam, przybiegł zdyszany Dave i wyjaśnił mi, co zaszło. Pobiegłam z nim do ambulatorium z myślą, że Nimfadora jest na granicy śmierci. Na szczęście Lilia już ją uzdrowiła. Opowiedziała mi, jak Nimfadora została ranna.
– To muszą być dwie watahy. – powiedziałam do niej. – Pierwsza to ta, z której pochodzę, a druga jakaś inna. Dobrze by było znaleźć sobie jakiegoś sojusznika. Lilia, odpocznij, posiedzę przy niej. – powiedziałam. Lilia jednak odmówiła.
– Posiedzimy razem. – I posiedziałyśmy razem z Dave’em i szczeniakami Nimfadory.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz