- Czy dziś jest dzień,w którym mnóstwo lata świetlików?
- Chyba tak, przylatują całą gromadą, a czemu pytasz?
- Kiedy byłam mała,w stadzie zawsze w tym dniu organizowano święto.
- Jakie?
- W nocy wszystkie wilki zbierały się nad wodą. Zakochani puszczali po wodzie lilie, te które rosną na krzaczkach. To rzadkie kwiaty, bardzo piękne. Do ziemi obok jeziora, wbite były długie patyki zapalone dzięki wilkom o tych specjalnych siłach żywiołu. Inaczej mówiąc ,, Dzień Zakochanych". A pytam się o to głównie, gdyż chcę upamiętnić te pradawne święto.. które tu zapewne jest nieznane.
- Chcesz sama puszczać te lilię, przy świetle księżyca , by upamiętnić ich i święto?
- Tak..zapewne jesteś ciekawy, przyjazne te święto, lecz ..jeśli się nie obrazisz, to pójdę sama, gdyż to święto mojego rodu,a wiesz..
- Rozumiem.- wytaiłam, że było mu trochę przykro, ponieważ to naprawdę cudne święto; świetliki latają, zapalone pochodnie, lilie, blask księżyca...
- Zatem zrobię to dziś. Jest jeszcze czas, dlatego pójdziemy odwiedzić tą górę.
- Dobrze- uśmiechnął się.
Podczas przechadzki rozmawialiśmy, mieliśmy dużo wspólnego. Podobał mi się przede wszystkim jego charakter; sympatyczny, zabawny... Szczęście, że znalazłam się w oto tym stadzie. Mijając las ujrzeliśmy ową górę, była potężna!
- O czego zaczynamy?
- Wspinamy się- uśmiechnął się.
- Tak, ale od której strony?
- Widzisz tamte drzewa?
- Wspaniale, by się po nich wspinało- marzyłam sobie, bowiem w dzieciństwie byłam prawdziwą mistrzynią we wspinaczce na drzewo. Rodzice na mnie mówili ,, Koteczka" z owego powodu.
- Może i potrafimy latać, ale to będzie zabawa bez tych umiejętności- przyznał mi rację.
Skakałam po drzewach jak kocica, a raczej małpka. To była zabawa! Śmialiśmy się z drzewa, na którym wyrosnął..krzaczek! Ujadaliśmy się słodkimi, dojrzałymi malinami przy okazji. Bez problemu wspięliśmy się na wysokie pnie, z których kolei najwyższych blisko góry, dało się wskoczyć na szczyt.
- Niezła zabawa, co nie Safi?
- Jasne! Takie rzeczy potrzeba i w dorosłym życiu.
- Hehe, no tak!- zaśmiał się, ja wraz z nim.- Skoro jesteśmy, spójrz.
- Łał, jak pięknie! Wszystkie tereny lasu, co za widok!- to było cudowne! Podziwialiśmy to, co stworzyła matka natura. Oglądaliśmy dość długo, w końcu trzeba było zejść.. zlecieć, bo zejść było ciężko. Użyliśmy zatem naszych umiejętności.
Prawie cały dzień spędziłam w towarzystwie Hazzy. Nadeszła noc. Pożegnałam się i udałam na przygotowania. Wszystko zostało zrobione.
- Ciepła noc.. jest, wiatr.. brak, jezioro dość cieplutkie, pochodnie zapalone, nawet przystrojone bardzo elegancko kwieciem, emm.. krzaczek z liliami.. jest.. Świetliki nadchodzą, blask księżyca.. idealny- notowałam sobie po cichu.- innym słowem, wszystko jest! To chyba najbardziej romantyczna noc, wyjątkowa, ale.. czegoś mi brakuje..a raczej.. kogoś... Ah Safi otrząśnij się, co ja wygaduję?!- Po chwili zaczęłam wypuszczać kwiecie. Nagle zza krzaków wyszedł...
- Harry?
- Witaj Safi- ohh.. jakże on to słodko wypowiedział!!
< Harry, jak to było? >
- Chyba tak, przylatują całą gromadą, a czemu pytasz?
- Kiedy byłam mała,w stadzie zawsze w tym dniu organizowano święto.
- Jakie?
- W nocy wszystkie wilki zbierały się nad wodą. Zakochani puszczali po wodzie lilie, te które rosną na krzaczkach. To rzadkie kwiaty, bardzo piękne. Do ziemi obok jeziora, wbite były długie patyki zapalone dzięki wilkom o tych specjalnych siłach żywiołu. Inaczej mówiąc ,, Dzień Zakochanych". A pytam się o to głównie, gdyż chcę upamiętnić te pradawne święto.. które tu zapewne jest nieznane.
- Chcesz sama puszczać te lilię, przy świetle księżyca , by upamiętnić ich i święto?
- Tak..zapewne jesteś ciekawy, przyjazne te święto, lecz ..jeśli się nie obrazisz, to pójdę sama, gdyż to święto mojego rodu,a wiesz..
- Rozumiem.- wytaiłam, że było mu trochę przykro, ponieważ to naprawdę cudne święto; świetliki latają, zapalone pochodnie, lilie, blask księżyca...
- Zatem zrobię to dziś. Jest jeszcze czas, dlatego pójdziemy odwiedzić tą górę.
- Dobrze- uśmiechnął się.
Podczas przechadzki rozmawialiśmy, mieliśmy dużo wspólnego. Podobał mi się przede wszystkim jego charakter; sympatyczny, zabawny... Szczęście, że znalazłam się w oto tym stadzie. Mijając las ujrzeliśmy ową górę, była potężna!
- O czego zaczynamy?
- Wspinamy się- uśmiechnął się.
- Tak, ale od której strony?
- Widzisz tamte drzewa?
- Wspaniale, by się po nich wspinało- marzyłam sobie, bowiem w dzieciństwie byłam prawdziwą mistrzynią we wspinaczce na drzewo. Rodzice na mnie mówili ,, Koteczka" z owego powodu.
- Może i potrafimy latać, ale to będzie zabawa bez tych umiejętności- przyznał mi rację.
Skakałam po drzewach jak kocica, a raczej małpka. To była zabawa! Śmialiśmy się z drzewa, na którym wyrosnął..krzaczek! Ujadaliśmy się słodkimi, dojrzałymi malinami przy okazji. Bez problemu wspięliśmy się na wysokie pnie, z których kolei najwyższych blisko góry, dało się wskoczyć na szczyt.
- Niezła zabawa, co nie Safi?
- Jasne! Takie rzeczy potrzeba i w dorosłym życiu.
- Hehe, no tak!- zaśmiał się, ja wraz z nim.- Skoro jesteśmy, spójrz.
- Łał, jak pięknie! Wszystkie tereny lasu, co za widok!- to było cudowne! Podziwialiśmy to, co stworzyła matka natura. Oglądaliśmy dość długo, w końcu trzeba było zejść.. zlecieć, bo zejść było ciężko. Użyliśmy zatem naszych umiejętności.
Prawie cały dzień spędziłam w towarzystwie Hazzy. Nadeszła noc. Pożegnałam się i udałam na przygotowania. Wszystko zostało zrobione.
- Ciepła noc.. jest, wiatr.. brak, jezioro dość cieplutkie, pochodnie zapalone, nawet przystrojone bardzo elegancko kwieciem, emm.. krzaczek z liliami.. jest.. Świetliki nadchodzą, blask księżyca.. idealny- notowałam sobie po cichu.- innym słowem, wszystko jest! To chyba najbardziej romantyczna noc, wyjątkowa, ale.. czegoś mi brakuje..a raczej.. kogoś... Ah Safi otrząśnij się, co ja wygaduję?!- Po chwili zaczęłam wypuszczać kwiecie. Nagle zza krzaków wyszedł...
- Harry?
- Witaj Safi- ohh.. jakże on to słodko wypowiedział!!
< Harry, jak to było? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz