Zza krzaków oglądałam bójkę Dave'a i
Yuki. Później zabrały ich szczeniaki. Na całe szczęście nic poważnego im
nie było. Zadrapania nie miały znaczenia, uleczyły je Mia i Rose. Byłam
tam, w jaskini. Harry poprosił mnie żebym na chwilę wyszła, bo chce mi
coś ważnego powiedzieć.
- A zatem, o co chodzi?- zapytałam.
- Przemyślałem wszystko na temat wyprawy i stwierdziłem, że..- nieco się zaciął, więc pomyślałam, że się zgodzi, bym sama poszła, jednak te plany zniknęły.- Jeśli masz iść, to pójdę z Tobą. Nie chcę Cię stracić jak rodzinę.- miałam co do tego wątpliwości, gdyż sama się bałam z nim iść, bowiem miałam strach, iż to on zginie. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. To moje przeznaczenie i nie chciałam jego w to plątać.
- Muszę na chwilkę iść, potem tu przyjdę.
- Jesteś jakaś smutna.. a tak w ogóle co o tym sądzisz?
- Jja..- przytuliłam go mocno.- zaraz wracam.
- Dobrze.- po drodze spotkałam znajomego smoczusia.
- Wiesz Draco, mam przykrą wiadomość.
- Wiem, nie musisz tego mówić- był zapłakana- Teda powiedziała, że się nie nadaję, łeee!
- Nie płacz, ciesz się.
- Dlaczego?
- Bo wracasz do swoich.- uśmiechnęłam się.
- Tak?- od razu poprawił się mu humor.
- I tak się krótko znaliśmy.
- A to ciekawe, krócej się znałaś z Harrym.
- To nie to samo.
- Pa!- wykrzyknął i zaczął biec, ale w połowie drogi się zatrzymał. Odwrócił głowę i zapytał:
- Czy.. mogę Cię przytulić?
- Heh, jasne. Zresztą cieszę się, że pytasz. Miło jest się tak pożegnać w przypadku, gdy można nie wrócić.
- Że ja?
- Nie, ja.
- Ty chyba nie chcesz..
- Tak, wolę zginąć osobiście, niż żeby miało to być w przypadku Hazzy.
- Jesteś wariatką!
- Może, więc żegnam.- zaczęłam biec.
- Ja tego tak nie zostawię!- na jego słowa wróciłam i przytkałam mu porządnie małą paszczę liściem, miałam dość jego gadaniny. Na moich plecach pojawiły się skrzydła i odleciałam.
- A zatem, o co chodzi?- zapytałam.
- Przemyślałem wszystko na temat wyprawy i stwierdziłem, że..- nieco się zaciął, więc pomyślałam, że się zgodzi, bym sama poszła, jednak te plany zniknęły.- Jeśli masz iść, to pójdę z Tobą. Nie chcę Cię stracić jak rodzinę.- miałam co do tego wątpliwości, gdyż sama się bałam z nim iść, bowiem miałam strach, iż to on zginie. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. To moje przeznaczenie i nie chciałam jego w to plątać.
- Muszę na chwilkę iść, potem tu przyjdę.
- Jesteś jakaś smutna.. a tak w ogóle co o tym sądzisz?
- Jja..- przytuliłam go mocno.- zaraz wracam.
- Dobrze.- po drodze spotkałam znajomego smoczusia.
- Wiesz Draco, mam przykrą wiadomość.
- Wiem, nie musisz tego mówić- był zapłakana- Teda powiedziała, że się nie nadaję, łeee!
- Nie płacz, ciesz się.
- Dlaczego?
- Bo wracasz do swoich.- uśmiechnęłam się.
- Tak?- od razu poprawił się mu humor.
- I tak się krótko znaliśmy.
- A to ciekawe, krócej się znałaś z Harrym.
- To nie to samo.
- Pa!- wykrzyknął i zaczął biec, ale w połowie drogi się zatrzymał. Odwrócił głowę i zapytał:
- Czy.. mogę Cię przytulić?
- Heh, jasne. Zresztą cieszę się, że pytasz. Miło jest się tak pożegnać w przypadku, gdy można nie wrócić.
- Że ja?
- Nie, ja.
- Ty chyba nie chcesz..
- Tak, wolę zginąć osobiście, niż żeby miało to być w przypadku Hazzy.
- Jesteś wariatką!
- Może, więc żegnam.- zaczęłam biec.
- Ja tego tak nie zostawię!- na jego słowa wróciłam i przytkałam mu porządnie małą paszczę liściem, miałam dość jego gadaniny. Na moich plecach pojawiły się skrzydła i odleciałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz