Znalazłem się w watasze. Przechodziłem i zauważyłem młodą wilczycę.
Wydawała się bardzo sympatyczna. Podeszła do mnie i powiedziała:
- Cześć, jestem Victoria.- chwilę się na nią patrzyłem. Tak po prostu podeszła, nie bała się, że coś jej zrobię?
- Jestem White- odpowiedziałem niechętnie.
- Witamy w watasze Świetlanych Wilków!- radośnie wypowiedziała.
- Miło mi.- nadal byłem poważny.
- Co za gbur..- szepnęła sama do siebie, chodź udawałem, iż jej nie słyszałem.
- Widzę, że mnie przyjmujecie.
- Ah tak, no przecież. Pytałam się przedtem Nimfadory, bo zauważyłam cię już parę minut wcześniej.
- Kim jest Nimfadora?
- Ah, wybacz... to jest alfa, pierwsza, gdyż mamy dwie.
- Macie wspólną jaskinię?
- Tu każdy ma własną, chociaż niektórzy mają razem...
- I tak wolałbym osobną.- przerwałem.- Przepraszam- powiedziałem i
poszedłem w stronę jeziora. Poczułem smak świeżej, chłodnej wody. W
laboratorium napojono mnie zawsze chemikaliom. Wiatr szumiał. Pod moimi
nogami odczuwałem łaskotanie zieloną trawą w łapach. Znów spotkałem
Victorię. Wilczyca z przyjemnością oprowadziła mnie po okolicy. Szybko
pojąłem gdzie, co się znajduje. Minęło kilka godzin. W ciągu ich
znalazłem odpowiednią jaskinię w głębi lasu koloru szmaragdowego.
Porastały ją korzenie drzew. Była porośnięta mchem, który znajdował się
również w środku, co stanowił całkiem wygodną ściółkę. Niebo stało się
pomarańczowo-różowe. By obejrzeć przecudnie zjawisko wspiąłem się
zwinnie na wysokie głazy. Zobaczyłem wschód słońca. Wpatrywałem się w
nie aż do jego końca. Później wybrałem się zapolować. Czas na kolację.
Przy okazji mogłem sprawdzić, czy jestem w tym dobry. Nie musiałem długo
czekać. Moją zdobyczą była dorodna sarna. Spałaszowałem ją i po
odpoczynku poszedłem nad jezioro, znowu. Nadeszła noc. Nagle poczułem
się lekko. W odpiciu wody ujrzałem, iż nie jestem sobą. Moje furto stało
się prześwitujące z niebieskim blaskiem. Podekscytowany tym
wypróbowałem sił, byłem ciekaw czy coś się zmieni. Delikatnie odbijając
się łapami podskakiwałem. Przypominałem nocną zjawę. Później
odpoczywałem na skalce nad wodą, która pluskała.
- Wybacz, ale to moje miejsce- obróciłem głowę. Nade mną stała wilczyca
o ciemnym ubarwieniu futra i żółtych oczach.- Chyba nie zrozumiałeś
mojego zdania.
- To, że to twoje miejsce?- powiedziałem ironicznie.
- Tak.- wzruszyłem ramionami.- Trudno, kto pierwszy ten lepszy.
- Ah tak?- zapytała spokojnie. Zepchnęła mnie.- Kto pierwszy ten lepszy-
zaśmiała się. Wstałem, otrzepałem się i oparłem się łapą o ową skałę.
Nagle pokrył ją warstwa śliskiego lodu. Złotooka zleciała.
- Ty wredny!- krzyknęła i zaczęła mnie gonić. Miałem z tego uciechę.
Śmiałem się. Nie potrafiła mnie dogonić. Moje lekkie podskoki zatrzymał
pień drzewa, w który uderzyłem.
- Ałć!- szybko i konkretnie ryknąłem. Otworzyłem oczy. Stała ona nade mną, znów.
- Jestem Morigan- uśmiechnęła się szyderczo.- Nabiłeś sobie niezłego guza.- dodała.
- Taaak, nabiłem- masowałem sobie głowę łapą.- Proszę, jeśli chcesz iść
na swoją skałę, to proszę bardzo- powiedziałem spokojnie.
- Właściwie, to nie mam już ochoty.- odchodziła, zablokowałem jej drogę, stając przed nią.
- Jestem White.
- Naturalnie- odpowiedziała uroczo, przechodząc tak, że jej puszysty
ogon dotknął mojego nosa, na co kichnąłem. Zrobiła to specjalnie,
ironicznie.
- Niezła babka stary! Właściwie to mogła, by ci uleczyć tego guza- powiedział wilk stojący za mną.- Jestem Louis.
- Nie zbyt cię rozumiem, ale ona specjalnie się tak zapewne wygłupiała.
- No..eee... Znaczy się, ona lubi ironię. Taka... no jest.
- Dobrze wiedzieć. Nazywam się White.
- Louis!- ktoś zawołał go.
- Już idę! To Yuki, moja ukochana. Muszę iść. Cześć!
- Cześć.Hmm... dziwny gość- powiedziałem sam do siebie. Zaczęło się mi
nieco nudzić. Przypomniał się mnie incydent z głazem. Jakim cudem
zamarzł? Poszedłem tam i próbowałem powtórzyć to z pozostałymi. Na
początku ciężko było, ale potem...
- Ha, ale fajnie!- zacząłem zamarzać wszystko. - He he- Wokół skałek
było niewielkie oczko wodne. Zrobiłem to samo z nim. Ślizgałem się.
Cieszyłem jak mały szczeniak. Zabawa nie trwała długo.
- White!- krzyknęła Victoria, która przyszła wraz z alfą, Nimfadorą- Co ty wyrabiasz?
- Ja.. no bo to.. się na..naprawi- wyjąkałem.
- Victoria, idź po Morigan, zapytaj czy ma przemianę żywiołu ognia.
- Dobrze- z pośpiechem pobiegła po nią.
- Wie pani...
- Proszę, mów mi po imieniu.- przerwała z lekkim zdenerwowaniem. Widać, każdy musiał na nią mówić ,, Pani".
- Jest ciemno i jestem zmęczony.
- Chcesz spać? No dobrze. Dobranoc.- Wymówka była dobra.
Pierwszy raz tak się dobrze bawiłem. Uśmiechałem się, cieszyłem.
- Życie jest piękne- pomyślałem i szybko zasnąłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz